niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 2


"Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni." 
                                                                                     - Andrzej Sapkowski
            



              Wyszłam ze sklepu trzymając w ręku brązową torbę z jego logo. Po kilku godzinach chodzenia po galerii w końcu znalazłam coś co mi się spodobało. Melanie i Eva, które teraz zawzięcie o czymś rozmawiały szły tuż przede mną. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Zakupy pozwoliły  mi choć na chwilę zapomnieć o troskach. Zepchnęłam nieprzyjemne myśli w najciemniejsze zakamarki świadomości i pozwoliłam sobie cieszyć się tym dniem. Czułam ciepło wsłuchując się w głosy przyjaciółki i siostry, tak dobrze mi znane. Na myśl, że mam je tak blisko czułam niewyobrażalną otuchę. Postanowiłam, że później będę się martwić rozstaniem rodziców i innymi sprawami. Takimi jak niebieskooki brunet, który nawiedza mnie w snach. Przez ułamek sekundy znowu poczułam ukłucie strachu, ale szybko od siebie to odpędziłam. Na razie chcę skupić się na sobie. Przyjdzie czas by stawić czoła rzeczywistości. Bądź sennym zjawą.
            Zapatrzyłam się na Evę, jak odrzuca grzywę rudych włosów do tyłu, zadziera głowę i zaczyna śmiać się w głos z czegoś co właśnie powiedziała Melanie. Poczułam niewyobrażalną radość widząc, że siostra również choć na chwilę przestała myśleć o wieściach jakie przyniósł nam dzisiejszy poranek. Przyspieszyłam kroku i zrównałam się z nimi. Melanie uśmiechnęła się do mnie i zapytała:
- Idziemy coś zjeść?
- O tak. - odparła Eva - Umieram z głodu.
            Skinęłam głową na zgodę i ruszyłyśmy do naszego ulubionego baru. W tym miejscu panowały głównie ciemne tonacje. Podłoga wyłożona była brązowymi kafelkami, ściana została pomalowana na głęboki zieleń, a wiszące na nich lampy świeciły przygaszonym światłem nadając pomieszczeniu klimat. Bar był ciasny. Zmieściły się tu jedynie trzy okrągłe stoliki, sześć krzeseł i lada. Ale za to był bardzo przytulny. Na ścianach wisiały czarno - białe zdjęcia oprawione w drewniane ramy, przedstawiające młodych ludzi. Usiadłam z Melanie przy jedynym wolnym stoliku, gdyż jak zwykle o miejsce było trudno. Eva uśmiechnęła się do chłopka, który siedział samotnie i zapytała pokazując palcem na puste krzesło:
- Czy ktoś tu siedzi? Jeżeli nie to je zabiorę, dobrze?
            Blondyn w pierwszej chili zaniemówił. Najwyraźniej uroda mojej siostry i na niego zadziałała onieśmielająco. Jednak szybko wziął się w garść i uśmiechnął się do niej niezwykle czarująco. Wydawał się być pewny siebie:
- Nie będę miał nic przeciwko jak usiądziesz ze mną. - rzucił jej znaczące spojrzenie pochylając się nad stolikiem.
            Eva uśmiechnęła się z błyskiem w oku. Zerknęła jednak na mnie i odparła swobodnie:
- Może innym razem. Teraz mam towarzystwo więc...
            Chłopak zerknął na mnie i Melanie, wzruszył ramionami i mruknął:
- Nie ma sprawy.
            Melanie roześmiała się kiedy siostra przysunęła do naszego stolika krzesło i zajęła je bez słowa:
- Czy są jakieś miejsca gdzie nie spotykasz swoich adoratorów? - szepnęła do niej tak by chłopak tego nie usłyszał.
            Eva zignorowała jej pytanie i sięgnęła po kartę dań, która leżała na naszym stoliku. Spektakularnie zaczęła ją przeglądać dając nam do zrozumienia, że nie życz sobie kontynuacji tematu. Wymieniłam z przyjaciółką rozbawione spojrzenia:
- Co chcecie? - zapytała Melanie tłumiąc śmiech - Pójdę już zamówić.
- Ja chce burgera i frytki. - siostra widząc moje zaskoczone spojrzenie dodała - No co? Zgłodniałam po tych zakupach.
- Ja wezmę sałatkę z kurczakiem. - powiedziałam powstrzymując się od komentarza.
            Kiedy Melanie odeszła w stronę baru odezwałam się szeptem do siostry:
- Jak się czujesz?
            Ta w odpowiedzi wywróciła oczami i mruknęła:
- Było super póki nie przypomniałaś mi, że tak nie jest.
- Przepraszam. - zagryzłam wargę - Chciałam tylko...
            Przerwał mi telefon, który odezwał się w mojej torbie. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jęknęłam:
- Co? - zapytała Eva prostując się na krześle.
- Mama. - odparłam jedynie i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Nie odbieraj! - zawołał siostra, ale było już za późno.
            Mama nie czekając na moje przywitanie od razu przeszła do sedna:
- Gdzie jesteście? - w jej głosie pobrzmiewała złość.
- A gdzie mamy być? - zapytałam wymijająco.
- Nie wygłupiaj się Stephanie. Dostałam telefon ze szkoły. Ty i twoja siostra nie pojawiłyście się dziś na zajęciach. - zawołała oskarżycielsko - Jesteś z nią czy każda wybrała się gdzie indziej?
            Westchnęłam  z rezygnacją. Nie było sensu brnąć w kłamstwo skoro mama i tak już wszytko wiedziała:
- Pojechałyśmy do Londynu. - mruknęłam.
            Eva rzuciła mi mordercze spojrzenie, ale zignorowałam to:
- W tej chwili macie wracać do domu. - powiedziała mama tonem nieznoszącym sprzeciwu - Porozmawiamy sobie jak dotrzecie na miejsce.
            Rozłączyła się akurat w chili gdy Melanie wróciła do stolika. Spojrzała na nasze miny i zapytała:
- Coś się stało?
- Tak! - warknęła Eva - Ta totalna pierdoła właśnie nas wydała!
- Nie prawda. - zaprotestowałam - Mama już wiedziała. Zadzwonili do niej ze szkoły.
- I co teraz? - Melanie zmarszczyła brwi.
- Nic. - odparłam - Zbieramy się. Mama kazała nam wracać do domu.
- Świetnie. - siostra wydęła usta z niezadowoleniem.
- Przecież to nie jest moja wina! - zezłościłam się.
- Hej, spokojnie dziewczyny. - odezwała się uspokajająco przyjaciółka - Zjemy i dopiero się zbierzemy. Przecież i tak złożyłam już zamówienie i zapłaciłam.
            Oczekiwanie na posiłek upłynęło nam w ciszy. W sumie nie spodziewałam się, że mama dowie się o naszej niesubordynacji. A bynajmniej nie sądziłam, że tak szybko. Byłam na siebie zła, że wymyśliłam coś tak idiotycznego. Tego jeszcze brakowało by dokładać mamie trosk. Ale stało się. W dodatku siostra chyba obrała sobie za cel nie odzywać się do mnie do końca tego dnia. Przecież ja nic złego nie zrobiłam. Dlaczego miała do mnie pretensje? Chyba po prostu zwyczajnie nie miała gdzie ulokować swojej złości i wykorzystała sytuację by się na kimś wyładować. Dlatego dałam jej spokój. Niemniej jednak poczułam ulgę kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienia przerywając przy tym napięcie, które panowało przy naszym stoliku. Melanie uśmiechnęła się do mnie z otuchą i powiedziała:
- W sumie to nic złego się nie stało. Najwyżej da wam szlaban.
- No właśnie. - Eva wgryzła się w swojego burgera i dodała z pełną buzią - Przecież ja wybieram się na imprezę, pamiętasz?
            Przyjaciółka wzruszyła ramionami i powiedziała z błyskiem w oku:
- Coś wymyślimy.
            Eva wydała się zaintrygowana, ale nie zadawała więcej pytań.



            W drodze powrotnej zastanawiałam się co powiem mamie. Przez krótką chwile chodziło mi po głowie, by zwyczajnie zasłonić się swoim smutkiem spowodowanym rozstaniem rodziców, ale uznałam, że to będzie nie w porządku. Doszłam do wniosku, że ostatecznie nic złego się nie stało. Ludzie w moim wieku często urywają się z zajęć i nie jest to zbrodnia, której nie da się wybaczyć. Mama zapewne będzie zawiedziona, ale przejdzie jej. Zagryzłam wargę nie wiedząc czy sama wierzę w to co myślę. Melanie zerknęła na mnie w lusterku i zapytała:
- Wybierasz się na tą imprezę?
            Właściwie nie należałam do amatorek takich wyjść. Melanie, odkąd pamiętam, starała się mnie przekonać do tego typu zabawy, ale jestem zwolenniczką ciszy i wolę swój czas poświęcać czytaniu. Jedyne potańcówki, na które się decydowałam do tej pory to te szkolne. Prywatne imprezy unikałam szerokim łukiem ponieważ są zazwyczaj zakrapiane alkoholem, a dla mnie nie ma nic gorszego niż skakanie w ściśniętej grupie spoconych nastolatków, którzy najczęściej kończą rzygając do doniczki, albo w jeszcze inne, bardziej zaskakujące miejsca. Melanie i moja siostra jednak były na bieżąco w kręgach towarzyskich naszej szkoły  i nie kręciły nosem na taką okazję do zabawy. Tym razem poczułam dziwną pokusę, kompletnie mi nieznaną. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i odparłam:
- Właściwie, to dlaczego nie? - poczułam ekscytację na myśl o wyjściu.
            Melanie wytrzeszczyła na mnie oczy, a Eva odwróciła się na przednim siedzeniu i spojrzała na mnie najwyraźniej decydując się na rozmowę ze mną:
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą?
            Roześmiałam się, a Melanie mi zawtórowała. Czułam się lekko. Prawdopodobnie moja zgoda spowodowana jest jedynie kuszącą opcją opuszczenia domu, do którego dziś nie wróci mój tata, z czego boleśnie zdawałam sobie sprawę. Przez ułamek sekundy poczułam wyrzuty sumienia, że zostawię mamę z tym samą. Szybko jednak wybiłam sobie z głowy tę myśl. Potrzebowałam się rozerwać i zrobić coś tylko dla siebie, a jestem pewna, że mama nie będzie miała mi tego za złe. Ekscytacja uderzyła mi do głowy i kiedy minęłyśmy tabliczkę komunikującą, że wjeżdżamy do Forest Town czułam się zupełnie inaczej niż rano kiedy wyjeżdżałyśmy z miasteczka. Niespodziewanie moje myśli powędrowały do niebieskookiego bruneta, który nawiedza mnie w snach. Poczułam ciekawość dotyczącą wprawdzie jego osoby, a nie samego snu, ale zaraz po tym dopadło mnie przeczucie, że wydarzy się dziś coś strasznego. Nie wiem czemu, ale przeszyła mnie pewność, że to nie obawy, a uzasadniona wiedza. Jak bym miała wgląd do tego co jest nam pisane w gwiazdach. I choć to wydaje się śmieszne czułam, że takie nie jest. Na nowo zrodził się we mnie strach. Spróbowałam raz jeszcze przypomnieć sobie co dokładnie mi się śniło, ale nic z tego nie wyszło. Oparłam głowę o chłodną szybę i zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że coś się dzieje. Coś na co ja niekoniecznie mam wpływ.



            Melanie zatrzymała się na naszym podjeździe. Odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Moja mam też już pewnie wie. Jesteśmy więc razem.
            Wcale jednak nie poczułam ulgi. Podczas gdy moja siostra z buntowniczą miną wyglądała tak jak by zagrzewała się do walki, ja czułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.  Byłam tą z córek co nie cierpi rozczarowywać rodziców. Tym bardziej jeżeli ci mają własne problemy. Znowu zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiem, ale kiedy wysiadłam z auta i zobaczyłam mamę na ganku zrobiło mi się smutno i zabrakło słów. Mama siedziała na ławce, którą tata kiedyś zrobił specjalnie dla niej wiedząc, że spodoba jej się pomysł postawienia jej właśnie w tym miejscu. Nogi, które na niej wyciągnęła, szczelnie okryła kocem. Na kolanach trzymała otwartą książkę, ale nie czytała jej. Patrzyła gdzieś w dal zajęta swoimi myślami. Nic się nie zmieniło. Wyglądała dokładnie tak samo jak rano, kiedy wychodziłam z domu. Miała na sobie białą koszulę, którą zwykła zakładać do sprzątania. Ciemnych rybaczek, których teraz nie było widać spod koca, zapewne również nie zmieniła. Włosy związane w niedbały kok nie zostały doprowadzone do ładu. Jedyna drobna zmiana, którą dostrzegłam to spokój jaki malował się na jej twarzy. Choć przygnębienie wyraźnie się na niej odbijało, nie płakała już. Trudno powiedzieć czy się pogodziła z odejściem taty. Wydaje mi się jednak, że jest to mało prawdopodobne. Bardziej jestem skora przypuszczać, że zwyczajnie uznała, że musi przyjąć swoją rolę na nowo. Zapewne wagary jej dzieci zadziałały jak wiadro zimnej wody, nieprzyjemnie sprowadzając ją do rzeczywistości i obowiązków z tym związanych.
            Eva dumnym krokiem przeszła przez podwórko i stanęła na ganku. Ja podreptałam za nią, kuląc się jakbym chciała się schować. Mama spojrzała na nas kiedy padł na nią cień. Jej twarz przybrała surowy wyraz:
- Do środka. - powiedziała jedynie.
            Zrobiłyśmy jak kazała, ale Eva przystanęła w holu zakładając ręce na pierś. Wydęła usta i spojrzała z oczekiwaniem na mamę. Ta zamknęła drzwi za sobą i skinęła w stronę salonu. Przełknęłam ślinę przypominając sobie, że rodzice kiedyś robili nam tam "rozmowy" jak przeskrobałyśmy coś bardzo poważnego, albo zwyczajnie opuściłyśmy się w nauce. Wnętrze tego pokoju zupełnie się nie zmieniło. Kiedy to zauważyłam poczułam z mocą jak straszne jest to spostrzeżenie. Dom był wciąż taki sam choć jednego z jego mieszkańców już tu nie było. Podłoga była wyłożona przyjemną w dotyku wykładziną, w brązowym kolorze. Zawsze chodziłam po niej boso, więc i tym razem zdjęłam swoje buty. Na środku znajdowała się szklana ława, w okół, której stała biała kanapa i dwa fotele w tym samym kolorze. Naprzeciwko ławy był kominek. Tata w zimne wieczory zawsze rozpalał ogień. Swego czasu co weekend siadywaliśmy wspólnie, rozkładając na ławie grę planszową. Objadaliśmy się wtedy domowymi ciastkami mamy i wygłupialiśmy. Pamiętam, że lubiłam przyglądać się jak ogień tańczy w kominku. Poczułam tęsknotę za chwilami, które już nigdy nie wrócą. Na owym kominku rozstawione były zdjęcia w pozłacanych ramkach, przedstawiające mnie i Evę w różnych etapach naszego życia. Ściany pomalowane na brzoskwiniowy kolor również zdobiły nasze rodzinne zdjęcia w identycznych ramkach.
            Usiadłam z siostrą na kanapie i odważyłam się spojrzeć mamie w oczy. Ta przystanęła za ławą nie spuszczając z nas wzroku. Niebieskie oczy patrzyły z wyrzutem:
- Co wyście sobie myślały? - zapytała.
            Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Eva za to odważnie odparła:
- Tak na prawdę nie zrobiłyśmy nic złego.
- Eva nie przeciągaj struny. - rzuciła mama ostrzegawczo.
- Mamo, wagary to nie koniec świata. - zaprotestowała.
- Stephanie wytłumaczysz mi to jakoś?
            Oto przyszedł moment kiedy rozczarowanie mamy zostało skierowane tylko w moją stronę. Zagryzałam wargę nie wiedząc co mam powiedzieć. Rzuciłam mamie jedynie przepraszające spojrzenie, a ta w odpowiedzi pokręciła głową:
- Po Evie mogłabym się tego spodziewać, ale nie po tobie.
- Hej. - zawołała siostra - Przypomnę, że ja tu nadal jestem. I słyszę co mówisz.
- Wiem, że tu jesteś. - mama ponownie przyjrzała się mojej siostrze - To był twój pomysł, prawda?
            Zapadła głucha cisza. Eva założyła ręce na piersi najwyraźniej nie zamierzając odpowiedzieć. Czułam wdzięczność, ale cisza z sekundy na sekundę zdawała się być bardziej nie do zniesienia. Zaczęłam wiercić się na kanapie, czując nieprzyjemne gorąco wpełzające na moje policzki. Siostra rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie, ale mama zauważyła co się dzieje i sprawnie wykorzystała sytuację:
- Masz mi coś do powiedzenia w tej kwestii? Stephanie? 
            Przełknęłam ślinę i wymruczałam:
- Właściwie, mamo, to był mój pomysł.
            Mama podniosła brwi z zaskoczeniem. Nie spodziewała się takiego wyznania. Evie aż ręce opadły ze złości, ale powstrzymała się od komentarza. Przez chwilę myślałam, że mama powie mi coś nieprzyjemnego, lecz po chwili wzięła głęboki wdech i zwyczajnie zmieniła temat:
- Pani Evans dzwoniła. Prosiła byś się z nią skontaktowała.    
            Mimowolnie poczułam ulgę, że temat opuszczenia zajęć został zamknięty. Podniosłam się z miejsca i mruknęłam:
- To ja pójdę do niej zadzwonić.
            Naprędce opuściłam salon by mama nie zdążyła zmienić zdania. Eva wyszła zaraz za mną. Chwyciła mnie za ramię i zatrzymała:
- Życie ci nie miłe?
- O co ci chodzi? - zapytałam wyrywając się.
- Mama wyglądała jakby miała zaraz zionąć ogniem. - siostra zmarszczyła brwi - Nie słyszałaś nigdy powiedzenia, że milczenie jest srebrem?
- Mówi się, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, Ev. - mruknęłam.
- Nieważne. - odparła wzruszając ramionami - A tak swoją drogą to szczęściara z ciebie. Ciekawe dlaczego mama ci odpuściła?
            Z tymi słowami siostra wyminęła mnie i odeszła w stronę schodów na piętro. Zastanowiłam się nad jej słowami. I uznałam, że istotnie zastanawiające jest dlaczego mama mnie nie zbeształa. Poczułam, że to jest bardzo nie sprawiedliwe, gdyż, jak zauważyła Eva, jej by mama nie oszczędziła. Może to się wiąże z limitem kredytu zaufania, na który ja jeszcze nawet nie weszłam, a siostra mogła spokojnie zacząć go ode mnie pożyczać.
            Przestałam się nad tym zastanawiać. Wróciłam myślami do ostatniej sprawy jaką poruszyła mama. Postanowiłam udać się do swojego pokoju i jak powiedziałam mamie skontaktować się z panią Evans. 
            Bella Evans jest rozwódką z dwójką dzieci. Zaledwie przekroczyła trzydziestkę. Kilka lat temu, po tym jak narodziło się państwu Evans kolejne dziecko wybuchł skandal. Ponoć pan Evans miał romans z jedną ze swoich studentek. Ze wstydem wyznam, że przyglądałam się ze swojego ganku jak pani Evans wyrzuca w szale złości rzeczy swojego męża na ulicę krzycząc i przeklinając. Nie lubiłam wścibiać nosa w nie swoje sprawy, ale martwiła mnie dwójka maluchów przyglądających się awanturze rodziców. Mały Thomas miał wtedy niespełna trzy lata, a jego malutka siostrzyczka Alice, kilka miesięcy. Chłopiec siedział na kocyku pod domem, a obok niego w kołysce popłakiwała dziewczynka. Niewiele myśląc podeszłam wtedy do tej dwójki i zaczęłam zagadywać i zabawiać starając się jak mogłam zająć ich uwagę czymś innym. Pani Evans z początku zareagowała impulsywnie na mój widok:
- Po coś tu przylazła? Żeby mieć tematy do plotek ze swoimi koleżankami?
            Jej rozgoryczenie było tak silne, że niemal sama je poczułam. Jednak spokojnie wyjaśniłam, że zajęłam zabawą Thomasa i Alice ponieważ dzieciaki się bardzo zestresowały całym zajściem. Wtedy kobieta przyjrzała się śpiącym maluchom i załamała ręce:
- Mogłam najpierw zawieźć je do babci. - zaszlochała - Co ze mnie za matka?
            Upokorzona i zraniona kobieta wyżaliła się nastolatce. W ten właśnie sposób zostałam opiekunką do dzieci. Pani Evans czasem zatrudnia mnie na weekendy bym posiedziała z jej pociechami. Oczywiście płaci  mi za to, choć nie raz prosiłam by tego nie robiła. Siedzenie z tą wspaniałą parką jest dla mnie przyjemnością. Ale mama maluszków nie chciała nawet słyszeć o tym więc szybko dałam sobie spokój.
            Zamknęłam się w swoim przytulnym pokoju. To jedyne miejsce, które nie wydało mi się "skażone" odejściem taty. Ściany pomalowane były tutaj na kolor niebieski. Duże okno wychodzące na ogród z równie wielkim parapetem, które było moim ulubionym miejscem, znajdowało się w małej wnęce. Ze smutkiem zauważyłam, że leżał na nim zwinięty w kłębek koc, poduszka oparta o ścianę i książka wciąż otwarta w miejscu, w którym wczoraj przestałam czytać. Uzmysłowiłam sobie właśnie, że w momencie kiedy ja oddawałam się przyjemnemu zajęciu tata prawdopodobnie w pokoju obok pakował swoje rzeczy. Jakim cudem nic nie słyszałam?
            Podeszłam do dużego łóżka, które zajmowało większą część małego pokoju. Po jednej jego stronie stała szafka nocna w białym kolorze, na której położona była lampka nocna i budzik w kształcie wierzy eiffla. Obok łóżka stały drzwi prowadzące do łazienki, którą dzieliłam z moją siostrą. Eva miała własne wejście od swojego pokoju. 
            Reszta mebli była w tym samym kolorze co szafka nocna. Niewielka komoda stała dokładnie na przeciwko łóżka. Na niej poukładane były moje rzeczy osobiste takie jak szczotka, grzebień, kosmetyczka, perfumy i różnego rodzaju kremy. Nad nią wisiało owalne lustro. Obok tego stała szafa. Z racji tego, że mnie przypadł w udziale najmniejszy pokój nie zmieściło się tu biurko. Tata by mi to zrekompensować, powiesił mi na ścianie, koło drzwi do pokoju, półkę na książki. 
            Westchnęłam przysiadając na miękkim materacu. Spojrzałam na telefon, lecz w momencie kiedy miałam wybrać numer pani Evans, on zaczął wibrować w mojej ręce wydają z siebie zabawną melodyjkę. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Tata". Szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę:
- Halo?
- Stephanie? - odezwał się po drugiej stronie znajomy głos - Możesz mi wytłumaczyć dlaczego z Evą urwałyście się z zajęć?
            Nie mogłam w to uwierzyć. Tata wyprowadził się bez słowa wyjaśnienia. Bez żadnego "do widzenia", a pierwszą naszą rozmowę zaczynał od pretensji:
- Skąd wiesz? - zapytałam go mimo, że znałam już odpowiedź.
- Wasza matka do mnie zadzwoniła.
- Nasza matka? - zezłościłam się - Tato, mama wciąż ma imię. Nadal możesz nazywać ją Christina. 
            Zapadła głucha cisza. Poczułam jak łzy wzbierają mi w oczach. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Chciałam ułatwić to rodzicom i zachowywać się jak dorosła osoba, ale trudno było mi ukryć, że nie potrafię pogodzić się z ich rozstaniem. Odezwałam się, a głos mi niebezpiecznie drżał:
- To prawda, tato?
            Odpowiedziała mi głucha cisza. Przełknęłam ślinę i zdobyłam się na kolejne pytanie:
- Możesz chociaż wytłumaczyć mi dlaczego to się stało? Kompletnie się tego nie spodziewałam.
- Wiem. - mruknął tata w odpowiedzi - Wszytko wam wyjaśnię jak tylko się zobaczymy.
- A gdzie jesteś?
            Sądziłam, że tata zatrzymał się w hotelu w Forest Town, albo u jakiegoś kolegi. Nie spodziewałam się jednak, że powie:
- Jestem w Dover.
- U babci?
- Tak. - tata zdawał się być zażenowany - Do czasu jak nie poukładam sobie wszystkich spraw.
- Tato! - zawołałam z oburzeniem - Ty zwyczajnie uciekłeś zostawiając mamę samą na pożarcie całego Forest Town.
- Przestań się wygłupiać Stephanie. - odparł.
- Ależ ja się  nie wygłupiam. Jesteś tchórzem. Mało tego, że zostawiłeś mamę, to jeszcze zaszyłeś się w bezpiecznym miejscu z dala od wścibskich spojrzeń. Mama będzie musiała sama udźwignąć ciężar waszego rozstania. 
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że opowiadasz głupoty? - tata się chyba zirytował - Wasza matka jest dorosłą kobietą. Nie powinna się przejmować opinią innych.
- Tak jak ty? Bo w innym wypadku dlaczego nie wynająłeś sobie pokoju w hotelu tylko ukryłeś się u babci?
- Młoda damo, nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć. - powiedział surowo. 
- Super. - mruknęłam.
            Nie mogłam pojąć jak tata mógł coś takiego zrobić? Przełknęłam jednak złość i rozczarowanie i zdobyłam się by zapytać:
- Kiedy się zobaczymy?
- Pomyślałem, że za tydzień. Przyjedziecie z Evą odwiedzić mnie i babcie w Dover w następny weekend? - tacie wyraźnie ulżyło, że zmieniłam temat.
- Dobrze. Niech będzie. - po chwili namysłu dodałam złośliwe - Ale Evą musisz zająć się sam. Nie zamierzam ułatwiać ci sprawy i informować ją o tym za ciebie.
            Usłyszałam jak tata wzdycha. Z moją siostrą z całą pewnością nie pójdzie mu tak łatwo jak ze mną. 



            Od dobrej godziny siedziałam na parapecie przykryta kocem. Próbowałam czytać książkę, ale nie wychodziło mi to najlepiej. Wyglądałam przez okno podziwiając krajobraz, który się przede mną rozciągał. Wierzchołki drzew delikatnie kołysały się na wietrze. Niebo przybrało różowy odcień co zwiastowało, że niebawem zajdzie słońce. Westchnęłam. Jakiś czas temu skontaktowałam się z panią Evans i dowiedziałam się, że potrzebowałaby mnie na sobotni wieczór. Bez wahania się zgodziłam gdyż to kolejny powód by wyrwać się z domu. 
            Obawa i złe przeczucia się we mnie nasiliły. Kiedy patrzyłam tak na las miałam wrażenie, że stanie się dziś coś złego. Straciłam ochotę na imprezę. I choć nieswojo czułam się w domu bez jednego z rodziców, dziś wolałam w nim pozostać. Czułam się bezpieczniej z myślą, że położę się w łóżku. Bo cóż mogło by mi się przytrafić podczas czytania książki? Za to na imprezie z pijanymi nastolatkami z całą pewnością mogło się coś wydarzyć. Wolałam więc nie kusić losu. 
            Zegar właśnie wskazywał godzinę 17:30. Usłyszałam jak Eva za ścianą się z kimś kłóci. Podejrzewam, że tata się zdobył by i do niej zadzwonić. Tak jak przypuszczałam siostra nie była zadowolona z jego telefonu. 
            Mój pokój znajdował się miedzy pokojem siostry, a sypialnią rodziców. We mnie najbardziej więc trafiały awantury rodziców kiedy tata jeszcze z nami mieszkał i głośna muzyka, która wiecznie wydobywała się z królestwa Evy. 
            Na korytarzy trzasnęły drzwi, a chwilę później do mojego pokoju wpadła jak huragan siostra. Była czerwona na twarzy i wręcz kipiała ze złości: 
- Dajesz wiarę?! - krzyknęła - Tata zaszył się u babci!
- Wiem. - zignorowałam fakt, że siostra nawet nie zapukała - Co myślisz o weekendzie w Dover?
- Nie wiem co myślę o weekendzie w Dover. Za to nie mieści mi się w głowie, że tata uciekł i zaczaił się u babci. Jak tchórz.
            Darowałam sobie komentarz. Dokładnie w ten sam sposób to odebrałam, ale nie było sensu jednać się z siostrą przeciwko tacie. Ostatecznie nie zamierzałam opowiedzieć się po jednej ze stron. I to samo chciałam dla siostry:
- Dajmy mu to jakoś wytłumaczyć. - powiedziałam - Nie wiem jak ty, ale ja chcę być neutralna. To tylko i wyłącznie sprawa rodziców.
- Nie prawda. - siostra pokręciła głową - Jesteśmy ich córkami. To także nasza sprawa, Stephanie. Gdyby mnie ktoś zapytał o zdanie wcale bym się nie zgodziła na taki bieg wydarzeń. By tata się wyprowadził.
- Nie uważasz, że może lepiej się stało?
            Eva rzuciła mi zaskoczone spojrzenie jak by nie mogła uwierzyć w to co mówię. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam się na miejscu kładąc gołe stopy na drewnianej podłodze:
- Chodzi mi o to, że chyba lepiej by się rozstali niż pożerali siebie i przy okazji nas tymi ciągłymi awanturami. Nie było właściwie dnia bez kłótni.
- No tak. Ale nie lepiej było się dogadać? W końcu mówimy o dorosłych ludziach.
- Czasami to nie takie proste. - uśmiechnęłam się do siostry z otuchą.
- Stephanie co jest z tobą? - siostra usiadła na łóżku jakby nagle brakło jej sił - Jesteś jedyną osobą, która tak zawzięcie zawsze wierzyła w miłość i w trwałość tego uczucia. A przecież nie mówimy o byle kim. Mówimy o rodzicach, na litość Boską. Jeżeli oni nie są przykładem wielkiej miłości to już nie wiem co mam myśleć. 
            Usiadłam obok siostry i spojrzałam jej głęboko w oczy:
- Mówię tylko, że miłość czasem nie wystarcza.
            Eva spuściła wzrok i po raz pierwszy tego dnia zdjęła maskę pokazując prawdziwe uczucia. Jej wielkie brązowe oczy wypełniły się łzami:
- Ale ja sobie tego kompletnie nie wyobrażam. - jęknęła żałośnie - Chcę by tata wrócił do domu.
- Wiem kochanie. - przytuliłam ją, chcąc z całego serca dodać jej otuchy.
            Siostra szybko się otrząsnęła. Odsunęła się ode mnie. Otarła szybko wierzchem dłoni łzę, która spłynęła po jej policzku i powiedziała:
- Ale nie ważne. Skupmy się na czymś przyjemniejszym. - wysiliła się na uśmiech - Impreza. To jest coś o czym teraz powinnam myśleć. 
- No nie wiem. - zaczęłam, ale Eva mi przerwała.
- Nie wykręcaj się. Dziś wybieramy się tam z Melanie i nie pozwolę ci zmienić planów.
- Nie o to chodzi. - skłamałam - Obawiam się, że mama nie wyrazi zgody.
- Sprawdźmy to. - zaproponowała pogodnie.
- To znaczy? 
            Siostra pociągnęła mnie za rękę. Na korytarzu skierowałyśmy się do sypialni rodziców. Siostra oparła się o ścianę koło drzwi mamy i wepchnęła mnie do pokoju szepcząc wcześniej:
- Ty to załatw. Lepiej sobie poradzisz.
            Zaskoczona weszłam do pokoju. Drzwi były otwarte, ale mimo to zastukałam  nieśmiało chcąc zakomunikować, że się zjawiłam. Mama siedziała na krześle na biegunach ustawionym w stronę drzwi balkonowych i okna. Na jej twarzy odbijało się zmęczenie. Miałam jednak wrażenie, że nie tyle spowodowane dzisiejszym ciężkim dniem, co raczej ostatnimi miesiącami walki o związek. Odwróciła się w moją stronę i podniosła brwi pytająco. Nie wiedząc co powiedzieć wypaliłam:
- Tata dzwonił. Chciał byśmy z Evą go odwiedziły w przyszły weekend. Zatrzymał się u babci Elizabeth.
            Niemal wyobraziłam się jak Eva łapie się za głowę. Mama się zamyśliła. W końcu odparła:
- Nie wiedzę problemu byście się z nim zobaczyły. W końcu należą się wam wyjaśnienia z jego strony.
- Tak. Też tak myślę.
            Zaczęłam wykręcać sobie ręce nerwowo rozglądając się po pokoju. Nie wiedziałam dlaczego Eva kazała mi się tym zająć, ale czułam, że sknocę sprawę i narażę się na gniew siostry. Pokój na pierwszy rzut oka wyglądał jak zawsze. Sypialnia rodziców była bardzo skromnie urządzona, choć pokój był przestronny. Tutaj wygrał tata. Ściany były zwyczajnie białe, a jedyną rzeczą jaka je zdobiła, było duże zdjęcie ślubne rodziców w grubej, drewnianej ramie, powieszone tuż nad łóżkiem. Łóżko było postawione na środku. Po obu jego stronach stały szafki nocne z ciemnego drewna, a na nich białe lampki nocne. Po przeciwnej stronie na długość całej ściany stała szafa z rozsuwanymi drzwiami, na których w całości położone były lustra. Jedne z trzech drzwi były rozsunięte ukazując pustkę na półkach, które należały do taty. Tylko ten szczegół świadczył o tym, że się wyprowadził. W innym wypadku nie dało by się tego zauważyć. 
            Mama podniosła się z krzesła i spojrzała na mnie:
- Zamówię coś do jedzenia i zjemy wspólnie, dobrze?
- Dobrze. - odparłam - Tylko za chwilkę. Chciała bym z tobą porozmawiać.
- Tak? - mama podeszła do mnie - Czy coś się stało?
- Chciałam cię przeprosić. - powiedziałam szczerze - Za dzisiaj. Nie powinnam była wymyślać czegoś tak głupiego. 
            Na twarzy mamy zagościł wielki uśmiech:
- Cieszę się, że doszłaś do takich wniosków, kochanie.
- A ja się pod tym podpisuję. - rozbrzmiał za moimi plecami głos siostry.
            Eva opierała się o framugę, szczerząc zęby w uśmiechu:
- Wybaczysz nam? - zapytała robiąc minę niewiniątka.
            Najwyraźniej dostrzegła tutaj swoją szansę więc przejęła rolę nim ja zdążyłam wszytko zepsuć. Mama się roześmiała i odparła:
- Tak, wybaczę. 
- I pozwolisz wyjść dziś na imprezę?
            Na rozpogodzonej twarzy mamy pojawiło się zrozumienie:
- Mogłam się domyśleć. - powiedziała głosem wibrującym od rozbawienia.
- To co? Zgadzasz się? - Eva nie odpuszczała.
- Nie. - odparła mama - Nie ma mowy. Dziś nigdzie nie pójdziecie.
            Eva zawołała z żalem w głosie:
- Mamo, ale Stephanie pierwszy raz zgodziła się wybrać ze mną. To już się nie powtórzy.
- Przykro mi Eva. - mama minęła ją w drzwiach - Ale nie zmienię zdania. Co mam zamówić do jedzenia?



            Po zjedzeniu wspólnej kolacji każda udała się do swojego pokoju. Czułam ulgę. Niewyjaśnione obawy nie opuściły mnie ani na chwilę więc cieszyłam się, że tego wieczoru nie będę musiała opuszczać domu.
            Niestety okazało się, że Melanie i Eva miały zupełnie inne plany. Siostra przeszła przez łazienkę i pojawiła się w moim pokoju. Zerknęłam na nią rozbawiona, zupełnie niczego nie podejrzewając:
- Co się tak skradasz?
- Szykuj się. Melanie niedługo po nas przyjedzie. - odparła z błyskiem w oku.
- Co? - zdziwiłam się - Przecież mama nam zakazała.
- I co z tego? - siostra machnęła lekceważąco ręką.
- Nie ma mowy. - powiedziałam zdecydowanie - Nie zamierzam znowu rozrabiać.
- Rozrabiać? - prychnęła siostra - Ile ty masz lat Stephanie?
- Nie próbuj nawet. - założyłam ręce na pierś - Nigdzie nie jadę.
- Nie wykręcisz się. - oświadczyła mi siostra - Masz się ogarnąć. Założyć na siebie tą śliczną sukienkę, którą dziś sobie kupiłaś i zaszaleć. Należy się to nam.
            Z tymi słowami zamknęła się w łazience. Długo biłam się z myślami, ale w końcu, kiedy siostra dała mi znać, że łazienka jest już wolna, postanowiłam zaryzykować. Tym razem nie było szans by mama się dowiedziała o czymkolwiek. Stłumiłam więc strach i przeczucie, że wydarzy się coś złego i poszłam pod prysznic.



            Godzinę później wsiadłam do samochodu przyjaciółki ubrana w brązową sukienkę w złote cekiny i długie czarne kozaczki na koturnie. Eva usiadła obok mnie i powiedziała:
- No to w drogę. Impreza się już zaczęła.
            Melanie uśmiechnęła się do mnie:
- Nie wierze, że się wymknęłaś z domu. - pokręciła głową - Ale zobaczysz, że nie pożałujesz.
            Przyjaciółka zjechała z głównej drogi i skręciła w stronę lasu. Coś mi się przekręciło w żołądku, a przed oczami zamajaczyła scena ze snu przedstawiająca mnie, właśnie w lesie. Przełknęłam ślinę, ale zignorowałam strach. Cokolwiek się teraz ze mną dzieje to wymysł mojej wyobraźni. Przecież nie jestem dobrą wróżką. Nie mogę przewidzieć, że stanie mi się coś złego. Prawda? 
             Kwadrans później zaparkowałyśmy pod "Leśną Chatą". Kiedy wysiadałam z trudem powstrzymywałam panikę, która narastała im bardziej zapuszczałyśmy się w las. Rozejrzałam się po owym miejscu. Ludzie z naszej szkoły często urządzali tu imprezy. Był to nietypowy bar, który znajdował się w głębi lasu. Sama nigdy nie zapuszczałam się w te rejony, gdyż unikałam tego typu imprez. Budynek jednak ani trochę nie przypominał chaty, choć ja zawszę w wyobraźni widziałam domek leśniczego. Był to zwykły budynek, pomalowany na brązowo. Z czarnego dachu wystawał oświetlony szyld z nazwą. Do moich uszu dobiegała muzyka. Zastanowiłam się przez chwilę czy to w ogóle dozwolone urządzać imprezy w lesie i doszłam do wniosku, że raczej nie. Pewnie dlatego było to tak popularne. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Eva:
- Nie śpij. Czas na zabawę. 
            Poszłam za nimi w stronę wejścia. Minęłam wysokiego blondyna, który uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Melanie ścisnęła mnie za rękę i szepnęła prosto do ucha:
- Chyba wpadłaś mu w oko.
            Z ciekawością odwróciłam się za nim. Rzeczywiście wciąż mi się przyglądał. Uznałam, ze nawet jest przystojny. Strach ustąpił miejsca ekscytacji. W środku było tłoczno. Do moich nozdrzy uderzył intensywny zapach dymu papierosowego. Muzyka dudniła mi w głowie, ale mimo to podążyłam za siostrą i przyjaciółką na parkiet. Zignorowałam wszytko co mogło mnie zrazić i zaczęłam się dobrze bawić. Siostra i Melanie poruszały się obok mnie w rytm muzyki. Roześmiałam się i przyłączyłam do nich. Sama się dziwiłam, że tu jestem, ale jeszcze bardziej zaskakiwało mnie to, że na prawdę się  z tego cieszę. 
            Nie minęło dużo czasu jak blondyn podszedł do mnie i krzyknął mi prosto do ucha:
- Mogę porwać cię do tańca?
            Zagryzłam wargę zerkając na przyjaciółkę i siostrę, ale te tylko zachęciły mnie gestem. Podałam więc chłopakowi rękę i poszłam za nim. Zakręcił mnie i przyciągnął do siebie. Czułam od niego delikatny zapach alkoholu, ale nawet na to byłam w stanie przymknąć oko. Dziś zrobiłam sobie wolne od swoich zasad. Tańczyłam więc z nim nie patrząc na granice. Po kilku piosenkach blondyn wyprowadził mnie za rękę na ganek. Przycisnął mnie do drewnianej balustrady i zapytał:
- Jak ci na imię, nieznajoma?
            Jego tekst wydał mi się tandetny, ale zignorowałam to i odparłam:
- Stephanie, a tobie?
- Josh.
            Poczułam się nieswojo. Nie potrafię tego określić, ale chłopak chyba chciał mnie pocałować, co wydało mi się niedorzeczne. Przecież nie znam go w ogóle. "Witajcie z powrotem, zasady." - pomyślałam. Zerknęłam na ganek i zauważyłam jeszcze kilka innych osób. Para po drugiej stronie obściskiwała się nie zważając na innych. Dwóch chłopaków z papierowymi kubkami w rękach rozmawiali, a raczej bełkotali do siebie, ledwo trzymając się na nogach. Dotarło do mnie, że tutaj nikt nie zwraca na nikogo uwagi:
- Przyniesiesz mi coś do picia? - zapytałam nerwowo.
- Później. - wymruczał mi do ucha Josh - Jesteś śliczna, wiesz?
- Dzięki. - mruknęłam - Ale może zwolnij nieco.
- Droczysz się ze mną? - zerknął na mnie z zawadiackim uśmiechem - Podoba mi się to.
            Niespodziewanie przywarł do mnie, całując mnie łapczywie. Niewiele myśląc ugryzłam go. Odskoczył ode mnie, dotykając zranioną wargę:
- Oszalałaś? - krzyknął.
- Następnym razem poczekaj aż kobieta wyrazi chęć, a nie jak skończony prymityw się na nią rzucasz. - warknęłam marszcząc brwi.
- Kompletna wariatka. - powiedział i odszedł znikając w zatłoczonym barze.
            Rozemocjonowana zagryzłam wargę. Nie mogłam się nadziwić zuchwałości Josha. Zerknęłam w głąb lasu i niespodziewanie poczułam przyciąganie. Obejrzałam się za siebie i niewiele myśląc poszłam w tamtą stronę. 
            Im bardziej zagłębiałam się w las, tym bardziej cichła za mną muzyka. Kiedy całkowicie przestałam ją słyszeć odwróciłam się i zrozumiałam, że nie wiem gdzie jestem. Powoli do mojej świadomości powrócił sen. Przypomniał mi się całkowicie, akurat w momencie, kiedy przystanęłam przy drodze. Po drugiej stronie coś zaszeleściło, a ja poczułam strach. Wrócił mi zdrowy rozsądek i zaczęłam się zastanawiać co ja tu robię. Postanowiłam, że pójdę wzdłuż drogi, która na pewno zaprowadzi mnie do miasteczka. W końcu las był w jego centrum. Kiedy jednak postawiłam krok, znowu usłyszałam szelest i dźwięk przypominający łamanie gałęzi. Zerknęłam w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się mężczyzna. Aż mi dech zaparło. Wyszłam na drogę by przyjrzeć się mu dokładniej. Nie miałam jednak śmiałości przejść przez nią całkowicie. Nie mogłam w to uwierzyć, ale z całą pewnością wyglądał jak mężczyzna ze snu. Jego niebieskie oczy zdawały się jaśnieć w ciemności. Przełknęłam ślinę i zapytałam:
- Kim jesteś? 
            Dłuższą chwilę nic się nie działo. I kiedy pomyślałam, że nie dostanę odpowiedzi mężczyzna się odezwał:
- Nie powinnaś sama zapuszczać się w las Stephanie.
- Co? - zaskoczył mnie - Skąd znasz moje imię?
            Zaśmiał się cicho. W taki przerażający sposób. Cała jego postać była niczym groźba kierowana w moją stronę. Cofnęłam się o krok i powtórzyłam:
- Skąd znasz moje imię? I kim jesteś?
- A co jeżeli powiem, że twoją zgubą? 
            Zmrużyłam oczy ze złości. To musiał być jakiś idiotyczny żart. Jak jednak wyjaśnić, że scena ze snu właśnie się odbywała w rzeczywistości? I to, że cały dzień czułam, że się coś wydarzy? Zdobyłam się na to by zadać jeszcze jedno pytanie:
- Zrobisz mi krzywdę?
             Wyraz twarzy mężczyzny nagle się zmienił. Zmarszczył brwi, a w jego oczach dostrzegłam wahanie. Nie zdążył mi jednak odpowiedzieć bo na drodze pojawił się samochód. Jechał w moim kierunku z dużą prędkością. Zamarłam nie wiedząc co zrobić. Zacisnęłam powieki szykując się na najgorsze kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Pociągnęły mnie do tyłu w ostatniej chwili. Nim upadłam zobaczyłam jeszcze twarz mężczyzny. Czyżby pokazała się na niej ulga?
            Później pamiętam tylko jak padam ciężko na ziemie i tracę świadomość.



***
Witajcie Kochani,
Oto jest nowy rozdział, dodany wcześniej niż planowałam. Postanowiłam, że będę je dodawać teraz w odstępach co dwa tygodnie.
Bardzo ułatwi mi to sprawę w kwestii pogodzenia pisania ze swoimi codziennymi obowiązkami i nadrabianiem Waszych opowiadań. Przepraszam wszystkich, którzy spodziewali się mnie wcześniej. Zapewniam Was, że niebawem się pojawię i pozostawię po sobie komentarz. Uzbrójcie się jednak w cierpliwość ponieważ ostatnio mam bardzo dużo spraw na głowie.
Mała informacja dla tych co czytali opowiadanie w pierwszej wersji. Szykują się zmiany. :) Mam nadzieje, że to się Wam spodoba. Nie we wszystkim, ale wydaje mi się, że będą znaczące. Liczę na to, że odetchnęliście teraz z ulgą. Może nie zapowiada się jednak taka nuda jak uprzedzałam zaczynając od nowa. :D
Pewnie już zauważyliście, że w zakładce "Bohaterowie" pojawiły się postacie rodziców i babci. Zapraszam chętnych do obejrzenia ich. :) Pragnę też poinformować, że zakładka ta będzie aktualizowana z każdym nowym bohaterem, który się pojawi. Wspomniana w tym rozdziale Bella Evans i jej dzieci pojawią się po kolejnym rozdziale. A przynajmniej Bella. Zastanówcie się czy chcecie bym dodawała postacie Thomasa i Alice. Czekam na wasze sugestie w komentarzach. :)
Postać Iana i Izabell (czytający wcześniej będą wiedzieć o kogo chodzi) zostaną zdjęci do czasu pojawienia się ich w opowiadaniu. Nie będę zdejmować za to Emilie i Nialla gdyż oni pojawią się niebawem i nie ma to najmniejszego sensu.
Przepraszam bardzo za niewyjustowanie teksu. Mam nadzieje, że przebrniecie przez tą niedogodność. Nie wychodziło mi to tak jak chciałam (akapity robiły mi się nierówne) i okropnie irytował mnie tak idealnie wyrównany tekst. Wiem, że to się może niektórym wydać niedorzecznie, ale nic na to nie poradzę. :)
Zapowiem jeszcze, że kolejny rozdział pojawi się 14.07.2015.
Kończę te okropnie długą notatkę. Brawo dla tych co przez nią przebrnęli.
Pozdrawiam Was serdecznie
Ściskam i całuję
Spencer <3
PS. Czekam na Wasze komentarze. :)
         

26 komentarzy:

  1. Skończony prymityw
    No nie mogę z tego!
    Cały czas się śmieję...





    Okej, już się ogarniam.
    Tatuś tchórz, boi się sąsiadów...
    Wiedziałam, że matka wybaczy wszystko Steph,bez problemu.
    I mamy spotkanie z Lou!
    Super
    Już nie mogę doczekać się nexta, ale dam radę !
    Weny dużo dla ciebie kochana!
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Ci Kochana za komentarz. Jesteś wspaniała. Mam teraz gigantyczny uśmiech na twarzy i to za sprawą Twojego komentarza.
      Dziękuję Ci raz jeszcze i liczę na to, że doczekasz się kolejnego rozdziału. ;*
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Dziękuję za zmianę, dzięki której mogę czytać na telefonie :* naprawdę ułatwiło mi to zadanie :P
    no co tu dużo mówić, rozdział jest CUDOWNY
    czytając czuję się jakbym czytała książkę napisaną przez profesjonalną pisarkę :)) i nie słodzę ci ani nic tylko mówię prawdę ^^
    już myślałam, że ktoś uratuje Stephanie od Josha (np.jakis chłopak) ale to bardzo dobrze, że nie xD to znaczy bardzo dobrze, że sama daje sobie radę
    kocham <3 i czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz Kochana. :) Tak wiele dla mnie znaczy to co mi napisałaś. Schlebia mi, że chwalisz sobie tak mój styl pisania.
      Liczę, że Cię nie rozczarowałam w kwestii Josha.
      Dziękuję jeszcze raz za to, że jesteś. :*
      Pozdrawiam. <3

      Usuń
  3. I co ja biedna mogę tu powiedzieć? Rozdział miazga, podoba mi się długość twoich rozdziałów, opisy-tak, one wychodzą ci wspaniale. Dzisiaj krótko, bo nie mam kompletnie słów, które mogłyby oddać to, co czuję po przeczytaniu rozdziału. Jestem zaintrygowana tym, co będzie się dziać dalej ze Stephanie i jak wytłumaczy się dziewczynom ojciec... A, i niebieskooki tajemniczy, podobała mi się ta scena, jak ją odciągnął od nadjeżdżającego samochodu, oraz to, jak przedtem z nią rozmawiał, czułam, że jest niedostępny, próbuje się maskować. Czekam na następny, twój blog jest jednym z nielicznych na których rozdziały czekam z niecierpliwością! Oczywiście możesz mnie informować nowych rozdziałach w zakładce "Spamownia", jeśli to nie problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci kochana za tak dowartościowujący komentarz. :* Jest wspaniały. Cieszę się, że moich rozdziałów oczekujesz ze zniecierpliwieniem. Nawet nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy. :D I jak wiele daje motywacji do pisania. :*
      Zaznaczę tylko Kochana, że nie on ją odciągnął z drogi. On się temu z ulgą przyglądał. Mogłam to niezrozumiale napisać, ale to było zamierzone. Wszytko wyjaśni się w kolejnym rozdziale. :D
      Dziękuję jeszcze raz
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ah tak, teraz się wczytałam i rzeczywiście. Tym bardziej mnie zaciekawiłaś, kim jest ta osoba... hm. :)

      Usuń
  4. Genialny rodzial kochana rozdzial jest po prostu wspanialy . Nie wiem co jeszcze powiedziec czekam na nastepny i chyba nie wytrzyma do nastepnego , ale będę się starała wytrzymać . Zycze ci weny i do nastepnego rozdzialu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo. Bardzo mnie motywujesz. :D Trzymam kciuki byś wytrzymała ;) A warto... tak myślę. :D
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  5. No i nie jest wyjustowany tekst! Jak można tak żyć? Mnie to by wyrzucili za coś takiego najpierw ze szkoły, potem ze studiów. A jeszcze sama wyrzucałabym sobie, jak mogę tak karać swój tekst, skoro on nic nie zrobił. Faktycznie, na początku strasznie ciężko przyzwyczaić się do tego, że tekst w niektórych miejscach jest rozstrzelony, ale to kwestia przyzwyczajenia. A jeszcze jak człowiek dużo czyta to tym bardziej widać, że wyjustowane rzeczy łatwiej ogarnąć wzrokiem. :)
    Rozłam w małżeństwie to straszna sprawa i bardzo dobrze, że dziewczyny jednak chcą rozmawiać z ojcem. W takich chwilach jest to jak najbardziej wskazane. Co jednak najbardziej uderzyło mnie w tym rozdziale - nie ogarniam rodziców, którzy za wszelką cenę przymuszają dzieci do robienia niektórych rzeczy. Nigdy nie byłam zwolenniczka karania pociech czy wymuszania na nich ślęczenia godzinami przed książkami. Ja nie mówię, że dziecko ma być tępą dzidą, która wysłowić się nie potrafi, a i czyta ledwo ledwo, ale jednak nie popadajmy w paranoję. Dobre oceny to tylko dobre oceny. Nie zawsze 5 w dzienniczku mówią o inteligencji człowieka. Dziecko same powinno wiedzieć ile chce i ile jest w stanie się nauczyć. To w gruncie sprawy, jego sprawa, ile poświęci na to czasu i, według mnie, jesli nie będzie miał wielkich problemów z nauką to należy mu się wolność.
    To takie moje dziwne przemyślenia, bo tak już zostałam wychowana. Jak widać, efekty sa całkiem niezłe.
    Wyłapałam kilka błędów, ale już nie chciało mi się ich przepisywać, bo i laptop mi się wyłączył bez uprzedzenia także część komentarza poszła w choler**... Ale ogólnie jest ok i nawet opisy były! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za komentarz. A tekst, no nie jest wyjustowany, nie jest. Ale dla mnie to chyba wyższa szkoła jazdy. Bo jak próbowałam go ogarnąć to niestety coś dziwnego działo się z moimi akapitami. Mogę bez trudu uznać, że zwyczajnie zaczęły żyć swoim życiem. :)
      Chciała się tylko odnieść do Twoich przemyśleń odnośnie karania i nauki. Więc z całą pewnością nie chodziło mi o to by tak czytelnik odebrał Christinę (matkę Stephanie). Bardziej chodziło o to, że dziewczyny zrobiły coś sprzecznego z zasadami i powinny ponieść konsekwencje swojej niesubordynacji. Ja bynajmniej byłam tego uczona... i nie chodziło o samą naukę/szkołę/oceny, a raczej o przygotowanie się na to, iż w dorosłym życiu właśnie to nas czeka. Konsekwencje każdego podjętego przez nas wyboru, każdej obranej ścieżki... Faktycznie wspomniałam coś o rozmowach dotyczących opuszczenia się w nauce, ale zapewniam, że nie miałam na myśli karania, a raczej fakt, iż rodzice Stephanie i Evy zwyczajnie chcieli wiedzieć czym jest spowodowane owe opuszczenie. Wiadomo przecież, że życie szkolne często nie jest usłane różami, a rówieśnicy potrafią być wymagający, wręcz pozwolę sobie stwierdzić, że okrutni.
      Mam nadzieje, że mój punt widzenia Cię przekonał. Oczywiście nie przeczę Twojemu... bo masz w nim dużo racji. Poczułam po prostu potrzebę sprostowania, gdyż odebrałam wrażenie, że źle zrozumiałaś moje zamiary i zamysły.
      Dziękuję jeszcze raz za komentarz.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ja polecam Worda. On mi wszystko pięknie justuje i akapity tworzy. Potem tylko kopiuj-wklej na bloga. :D
      A co się tyczy tych rozmów z rodzicami to może faktycznie trochę źle zrozumiałam. Po części musiałam nawiązać do tego, jak faktycznie niektórzy (nie koniecznie Twoi bohaterowie) postrzegają życie szkolne, w ogóle życie swoich pociech. :D

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Jak się Kochana akapity tworzy za pomocą spacji, a nie kodu, albo jakiegoś programu edytorskiego, to i justowanie nie wychodzi i zapewniam Cię, że nie ma w tym nic dziwnego.
    - Brak akapitów przy dialogach - błąd pierwszy! - Wiem, że zaczynam z grubej rury, ale ostatnio śmiałaś mi się żalić, że za bardzo Cię oszczędzam, więc aby Ciebie nie rozczarować postanowiłem to zmienić. Cieszysz się na taką nowinę? No powiedz, że się cieszysz xD.
    "szybko od siebie to odpędziłam" - to czy je? Nie , nie chodzi mi o to czy ktoś coś je, ale czy używa się "to" czy "je" w tym przypadku. Sprawdź to, koniecznie Kochana, bo Tysio też chce wiedzieć, a Tysiowi nie chce się sprawdzać.
    "Bądź sennym zjawą" - albo "sennej zjawie" albo "sennym zjawom", bo "zjawią" to liczba pojedyncza i można co najwyżej z taką "zjawą" kielicha wychylnąć (wiem, że pisze się wychylić) to może i wtedy zobaczy się podwójnie i będzie jedna zjawa, sennymi zjawą :)
    "- O tak - odparła Eva. - Umieram z głosu" - tak jest poprawnie, jak jest u Ciebie (w twoim tekście) to już sprawdź sobie w nim.
    Brawo za głęboką zieleń - lubię ten kolorek i super, że nie potraktowałaś go po macoszemu i nie nazwałaś "zgniła zielonka" jak niektórzy mają w zwyczaju.
    "uśmiechnęła się do chłopka" - to są jeszcze chłopki/chłopi? haha, fajnie to zabrzmiało. Trzy razy czytałem jeden wyraz i literowałem go, bo nie byłem pewny czy dobrze widzę, ale jednak dobrze widzę i tam jest "chłopek".
    "w pierwszej chili" - jakie chili?
    Kiedy chłopek podszedł po krzesło to Eva jeszcze nie siedziała przy stoliku czy wstała gdy on zadał pytanie? Z treści wynika, że usiadła dopiero gdy on odszedł.
    Widzę starsza z sióstr dba o linie xD Ciekawe dlaczego, czyżby to było powodem niskiej samooceny.
    Ciągłe błędy w dialogach irytują. Nie będę przytaczał każdego z nich, ale wyobraź sobie, że przed "- zawołała" "- odpowiedziała" i innych takich nie stawiamy kropek, a dopiero po takich stawiamy kropki. Przykładów poszukaj w poradnikach, albo zerknij do pierwszej lepszej książki z dialogami i się na ich zapisie bardzo mocno skup wtedy od razu zauważysz różnice i Swoje błędy.
    "zawołał siostra" - zawołała.
    "ta totalna pierdoła" - super - kradnę - kiedyś wykorzystam!
    Boże jak ta Stephanie się przejmuje tą swoją matulką. Jest nastolatką, ma prawo do wagarów, zwłaszcza w takiej sytuacji. Obawiam się, że u matki działa jednostronność - dziewczyna się martwi, że dokłada jej trosk, ale sama matka trosk, które narzuciła na własne dzieci wraz ze swoim cipkowatym mężem nie zauważa i nie odczuwa poczucia winy. Może i racja, bo poczucie winny na nic się tu zda, ale jednak odrobinę zrozumienia by mogła wykazać. Dla mnie samego różnicą jest wagarowanie co jakiś czas, a raz na ruski rok - dajmy młodzieży się wyszaleć, w końcu nawet mój popieprzony bohater słynący z zasady twardej ręki, stanowczej dyscypliny i niezwykłej surowości powiedział "młodość ma swoje prawa".

    A więc jestem już po zakupach i spożytym posiłku w knajpce. Pozwól, że sięgnę po moje ulubione duńskie ciasteczka, zaparzę sobie kawkę o aromacie czekolady z cynamonem, odpalę karmelowo-waniliowego Black Devil'a i do Ciebie powrócę, dobrze?
    Mam nadzieję, że po tym komentarzu jeszcze się do mnie nie zraziłaś.
    Pozdrawiam:
    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem już z powrotem. Cieszysz się? Wiem, że nie, więc nie musisz odpowiadać xD
    Co kto lubi jego rzecz. Nie zamierzam się czepiać Stefy za to, że nie pije. Nie wiem jak inny, ale ja szanuje abstynentów z wyboru i przekonania, a nie z kaprysu lub "bo tak mnie wychowano".
    No i ma przeczucia <3 - super, bo przedstawione tak, że nie bije po oczach (nie jest przesadne).
    O i jest ławeczka od szanownego pana męża. On jej ciągle coś ofiarowywał. Ciekawe czy ona jemu także coś ofiarowywała, poza dwiema córkami oczywiście.
    Tak jest pani mamo, wracamy do obowiązków! Jak to mówią - małe dzieci mały kłopot, a duże ogromniasty xD
    Salon pokojem rozmów (taki duży pokój zwierzeń z konsolą, wieżą i telewizorem? dobrze to rozumiem). Jeśli dobrze to rozumiem, to aż mnie dziwi, że nie mają tam gabinetu z witkami, pasami i dybami do zakuwania nieposłusznych, niegrzecznych i ciągle coś 'przeskrobujących' gówniar. Wybacz, wiem że moja wyobraźnia teraz mocno 'polewitowała'.
    Stefa, ty się ciesz, że dom pomimo wyprowadzki ojca wciąż jest taki sam, bo zapewniam cię, że z mojego doświadczenia wynika, iż niejednokrotnie wyprowadzający się mężczyzna zabiera z sobą nie tylko dokumenty i samochód, ale także plazmę, komputer, biżuterie, a nawet o zgrozo lodówkę, kuchenkę, łóżko, kanapę i dywany. Tak więc masz spoko staruszka dziewczyno. Szacun dla ojca, kciuk w dół dla mamusi - uprzedzam Autorko, że pani mamy, to ja nie pokocham, bo moje serducho na wzmiankę o niej nie przyspiesza bicia, a co najwyżej drży ze strachu. To straszna kobieta musi być, taka hetera.
    Kominek, kominku, kominkowi - a jest przecież palenisko, tańczyć mogą języki ognia i tu już nie trzeba tego wyrazu, który się nagminnie powtarza.
    Brawo Eva - jedna normalna, w końcu kto z nas nie był choć raz na wagarach? Dziewczyna miała też racje, że nie mówi się o obecnych jakby byli nieobecni, bo to niegrzeczne, to wręcz bezczelne. Pani mamie przydałoby się nieco kulturki nabrać do własnych latorośli.
    "Milczenie jest złotem, tylko srebro szczere" - tyle w komentarzu o złocie, srebrze, mowie i milczeniu.
    Ev darzę większą sympatią niż Stef, jest bardziej życiowa, ciekawsza. Stefcia taka nudnawa troszeczkę, ale może się dziewczyna rozkręci.
    Aliś i Tomuś - może polubię te maluchy. Ciekawe czy się jeszcze pojawią. Jednak kobieta jest normalną matką. Trochę stresu gówniarzom nie zaszkodzi, całe życie jest stresujące, więc niech się uczą od małego radzić sobie ze stresem. Nie ma co tak na bachorki chuchać, dmuchać i zakrywać kloszem.
    Niebieski pokój - brrr, okropne. Nie usnąłbym. Niebieski bardzo męczy, bo to zimny kolor.
    Własna łazienka - od razu widać, że to nie Polska. Chociaż ja też mam z sypialni przejście do własnej łazienki, no w sumie to muszę się dzielić z żoną, w efekcie czego wolę iść na górę, albo do tej małej z prysznicem, nawet chyba do ogrodu bym wolał pod zraszacz iść niż czekać aż ona wyleży się we wannie, wysmaruje, wymaluje i wypiękni (skoro już sobie ponarzekałem, to przechodzę do dalszego czytania).
    "wasza matka" - uwielbiam taki zwrot. Podobnie jak lubię "wasz ojciec" "twój syn" - zawsze jest mój gdy coś zrobi, a jej (żony) gdy jest taki kochany i błyska inteligencją przy publiczności. Tak więc na podstawie tego co z życia wzięte (przynajmniej z mojego otoczenia) takie zwracanie się jest całkiem normalne, realne i życiowe.

    (opublikuję komentarz i zaraz napiszę kolejny, bo nie wiem czy dalsza część mi się zmieści do jednego, poza tym zapomniałem o moich duńskich ciasteczkach i muszę po nie chycnąć do regału w przedpokoju ;-) )

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta biedna Stef to jak między młotem a kowadłem - na lewo awanturka, na prawo muzyczka (albo odwrotnie). Naprawdę jej współczuje, bo to bardzo uciążliwe. Mieszkając w kamienicy, gdzie z wielkiego mieszkania zrobiono trzy kawalerki przedzielone właściwie dyktą mogłem poznać podobne uroki 'muzykantowania i awanturności'. Co mogę jej polecić? Powalić w ścianę tłuczkiem - kłócić i grać może nie przestanie, ale przynajmniej usłyszysz "kurwa czego?" albo "spierdalaj!" i się pośmiejesz, że też im dokuczyłaś Stef xD.
    "na korytarzy trzasnęły" - korytarzu!
    No tak, zaszył się u babci, bo on to nawet z retrospekcji Stef takim cipką jest, to co w tym dziwnego, że się za maminą spódnicą kryje? Ja tam się po nim nawet niczego innego nie spodziewałem - albo u matki, albo u kochanki!
    A kto by się tam pukaniem przejmował xD - A tak poważnie, to Ev by się jednak trochę nauki kulturki i dobrego wychowania przydało. Lekcja pierwsza Evo. Uważaj, bo wuja Tysio stara się Cię czegoś nauczyć. Gdy wchodzimy do pokojów należących do starszego rodzeństwa to stukamy (zaciskamy dłoń w piąstkę i delikatnie bijemy nią o drzwi), bo wiesz starsze rodzeństwo to się może nawet z chłopakiem/dziewczyną z sąsiedztwa pierdolić (wybacz wulgaryzm Kochana). Aby uniknąć takowej wtopy i niezręcznej sytuacji pukamy!
    Nie mam nic do bezstronności, bo choć wina zawsze leży po obydwóch stronach, to jednak po jednej bardziej i wydaje mi się, że takie sytuacje trzeba oceniać, mieć o nich swoje zdanie, a nawet wymagać się od rodziców wyjaśnień. To już nie są małe dzieci, których wmieszanie w takie sprawy może im zaszkodzić. To niemal dorosłe dziewczyny, które i tak po swojemu kontemplują i nie ma co liczyć na to, że nie wystawią w tym przypadku oceny z zachowania własnym rodzicom. Swoją drogą ciekawi mnie o co były te wszystkie kłótnie pani mamy i pana taty.
    Zagranie z "impreza najważniejsza, ale ty to załatw" genialna. Chyba pokochałbym taką Ev, o ile nie byłaby to moja młodsza siostra ani moja córka.
    "Niemal wyobraziłam się jak Eva" - sobie.
    "na długość całej ściany" - długości.
    Oj, raz wygrał tata. - Brawa Cipek!
    Uśmiech zagościł i zaraz zgaśnie, bo się pani mama przekona, że to przeproszenie to nie było takie do końca bezinteresowne, ale pani mamo, za wszystko trzeba jakoś zapłacić, prawda? Czasami chyba tą monetą przetargową mogą być przeprosiny, czyż nie?
    Przypomniał mi się cytat z "Nigdy w życiu" brzmiący jakoś tak - "jeśli wiesz, że twoje dziecko i tak coś zrobi, to mu na to pozwól i nie strać twarzy" - Judyta mówiła to do własnej matki o swojej córce - Tośce.

    OdpowiedzUsuń
  9. "Weź mnie zbij za to, że dziś lubimy najbardziej wszystko co nielegalne" - rapowała, czy też śpiewała (sam nie wiem) polska raperka Wdowa na płycie "planetarium" albo "superekstra", tak czy inaczej tytuł utworu to "Cholera tak!". Wzmianka w Twoim opowiadaniu o tym, że imprezy w lesie muszą być nielegalne, bo są tak bardzo popularne i to zapewne z powodu tej nielegalności przypomniała mi właśnie o tym utworze - kiedyś bardzo lubiłem tę piosenkę.
    "Uznałam ze nawet" - że.
    Parkiet w lesie? Gdzie? Jak? Chyba coś przeoczyłem!
    Czy Stef wcześniej kierowała się zasadą, że nie tańczy się z nieznajomymi? Boże, jaka nudziara.
    Josh jest bardzo tandetny. Co najmniej policzek mu się należy. Ugryzienie to w sumie taka perwersja, która mogłaby mu się spodobać, więc dziwne iż Stef tak zaryzykowała. Moim zdaniem stanowczo powinna postawić na policzek a nie na 'wargę chaps'.
    To w końcu był mężczyzna ze snu czy z koszmaru? Chyba koszmaru, prawda? Nie ma to jak grozić całą postacią. A poważnie to nie byłoby lepiej gdyby ten chłopak miał postawę, która odstrasza, napawa lękiem? Bo tak dziwnie brzmi straszyć całą postacią.
    Upadła i rozdział się skończył ;-(
    No nic, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z takim zakończeniem rozdziału pogodzić. Czekam na kolejny, nie zapomnij mnie powiadomić i Tysio przeprasza za wszystkie wytknięcia, nie wyganiaj Tysia z bloga, Tysio postara się już być grzeczny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku Darku, podziękuję Ci za szczery komentarz. O tak, brakowało mi takich. Już myślałam, że straciłeś swoją złośliwą i bezwzględną naturę. :D Ale do rzeczy. Nie czepiaj się proszę samych bohaterów. Kreuję ich w ten sposób w jednym celu. Mają tacy być.
      Co do błędów w dialogach, wyobraź sobie, że już zaczęłam czytać o tym jak poprawnie się je pisze, więc w kolejnym rozdziale nie powinno być ich aż tyle. Zły nawyk z czasów jak zaczęłam pisać. Sama stworzyłam sobie sposób. Akapity tworzę w ten sposób, bo nie umiem inaczej. Tekst jest nie wyjustowany i zaznaczę, że taki pozostanie. Uprzedzę Twoją odpowiedź, że przecież wyjustowany, wygląda schludniej. Otóż, ja się przy tym nie podpiszę. Mnie wyjustowany tekst się nie podoba. Wkurza mnie jego idealność. Serio... może to też głupi nawyk, bo nigdy nie justowałam prawdę mówiąc, ale tak pozostanie. Przyzwyczaj się więc. Uważam, że niektórych rzeczy czepiałeś się bez sensu. Np. "w pierwszej chwili". Co tam jest nie zrozumiałego? Gość w pierwszej chwili się zgubił, bo Eva go onieśmieliła, ale zaraz się ogarną i zaproponował by się do siadła. Moim zdaniem to jak najbardziej poprawnie ułożone zdanie. Fakt jest tam literówka, ale po za tym... Albo kwestia snu. Co to za znaczenie jak określę sen? Sen, albo koszmar? Jakie to ma znaczenie? Określenie "złego snu" po prostu "snem". Jest tak samo poprawne jak "koszmar". Z samego prologu wynika, że sen przyjemnym nie był. Pisząc "grozić całą postacią" miałeś zapewne na myśli zdanie, które brzmiało dokładnie tak: "Cała jego postać była niczym groźba kierowana w moją stronę." ? Więc i w tym wypadku uważam, że zdanie zostało napisane poprawnie i nie zmieniła bym w nim zupełni nic, Darku. Tak więc uważam, że przyczepiłeś się kilka razy nieco bez sensu. Wybacz.
      Tak, zaczęłam niestety od końca. A zamierzałam po kolei odnieść się do całości Twoich komentarzy. Trudno. Zniesiesz drobny chaos?
      Wrócę jeszcze na chwilę do bohaterów. Ponieważ zwróciłeś uwagę na to, że ojciec nic ze sobą nie zabrał. Otóż pamiętamy, że nie zostawia tylko żony w tym domu, a dwie córki. I z racji tego, że jest niekonfliktowym raczej człowiekiem, a kocha swoje córki, jaki jest sens zabierać wszytko co tym córką może się przydać? Tak tylko chcę to wyjaśnić. Zaznaczę jeszcze raz, że celowo tworzę w ten sposób bohaterów. Przyzwyczai się do tego, ponieważ nie planuję względem nich jakiś wielkich przemian w między czasie. A bynajmniej nie wszystkim. Możesz ich nie lubić, nie zmuszam nikogo do tego (mam na myśli konkretnie Stephanie nudziarę, tatę cipę i mamę heterę, bo do Evy z pewnością zapałałeś sympatią), ale staraj się nie jeździć ich aż tak bardzo. To znaczy... to tylko taka prośba z mojej strony. Bardziej mnie to drażni, niż czepianie się mnie, nie wiem czemu :D Ja wiem, że masz prawo wyrazić swoją opinię na ich temat, ale po prostu proszę byś był łagodniejszy w tych opiniach i inaczej dobierał słowa. Jeżeli mogę prosić. :) Śmiało odbij sobie na mnie za tą niedogodność. ;)
      Kwestia określenia "wasza matka". Stephanie przyczepiła się do tego ponieważ u nich w domu nie używało się takich zwrotów. Wiem, że są naturalne, jednak nie u nich. Sądziłam, że nie muszę dopisywać informacji, iż w ich domu rodzice nawet w rozmowie z córkami na siebie mówili zwyczajnie Charles i Christina. Sądziłam, że to rozumie się samo, przez siebie skoro Steph miała o to pretensje. Może nieco się pomyliłam.
      Wrócę jeszcze do "chłopka" (drobna literówka) i Evy. Bo popadłam w wątpliwość czy cokolwiek zrozumiałeś z tego co tam napisałam. A więc Eva podeszła do chłopaka by zabrać od niego krzesło. Siedział sam. On nie podchodził do niej. A ona, za nim siadła z Steph i Mel, podeszła by zabrać krzesło z sąsiedniego stolika. Inaczej gdzie by miała usiąść?

      Usuń
    2. Idę dalej (jej, bardzo chaotycznie jest?). Nie wierzę, że nie zmieściłam się w jednym komentarzu. :D Więc tak... Bezstronność Steph. Ona chce pozostać neutralna. Nie chce stawać po jednej ze stron i uczestniczyć w bałaganie rodziców. To ich sprawa. Faktycznie jakąś tam swoją opinie zapewne będzie miała, ale i tak będzie chciała pozostać bezstronna. To tyle w tej kwestii.
      Parkiet w barze, Darku, nie w lesie. No nie załamuj mnie! Z tego co napisałam wyraźnie wynika, że dziewczyny weszły do środka, a chyba parkiet w barze nie wydaje Ci się aż tak niedorzeczny? Przecież w barze może być parkiet. Do tańczenia. Więc wnioskuję, że nie doczytałeś dokładnie, wręcz śmiem twierdzić, że troszkę bez zrozumienia i nie załapałeś, że dziewczyny się przemieszczały i weszły do środka. :)
      Co do tańczenia z nieznajomymi. Steph z reguły nie chodzi na imprezy jak już zauważyłam i nie miała w zwyczaju tańczyć z nieznajomymi. :D
      Jeżeli chodzi o "wargę chaps" to był odruch. Nie zastanawiała się nad tym. Z tond taka reakcja, a nie inna. :)
      To tyle. Mam nadzieję, że idzie się połapać w tym co odpisałam. :D
      PS. Przepraszam za wszelkie literówki, ale zaznaczę, że one zdarzają się wszystkim. Nie wiem czy kiedyś opanuję pisanie do perfekcji, tak by uniknąć takiej ilości literówek, ale póki co nie robię chyba ich aż tyle. Niemniej dziękuję, że mi je wytknąłeś. :D

      Usuń
    3. "Nie czepiaj się proszę samych bohaterów. Kreuję ich w ten sposób w jednym celu. Mają tacy być." - Czy to oznacza, że nie mam prawa ich oceniać? Nie wolno mi pisać jak ja widzę ich zachowania? Rozumiem, że mam przyjąć do wiadomości, że tacy mają być, koniec i kropka i nie ma w nich niczego do negowania ani do pochwalenia, bo tak ma być i już!? Otóż droga Autorko ja się z tym nie zgodzę, bo moim zdaniem każdy czytelnik ma prawo do tego by ocenić bohaterów według siebie i wcale nie jest to jakimś zamachem na twoją osobę, twoją twórczość, czy oczekiwaniem zmiany ich zachowania. Oczywiście można sobie debatować, zadawać nawzajem pytania i argumentować własne zdanie, ale chyba autor, który oczekuje komentarzy nie powinien pisać "nie oceniaj moich bohaterów", a to właśnie wyczytałem z Twoich słów. Jeśli nie chcesz by twoi bohaterowie byli oceniani wyłącz opcje komentowania i będzie po kłopocie.

      Tekst niewyjustowany to tak jak tekst bez akapitów - i jedno i drugie jest błędem. Czy widziałaś kiedyś książkę która nie miała wyjustowania i akapitów? Ja się z taką spotkałem tylko, gdy była to książka dla dzieci i z dużą ilością obrazków.

      Już wiem z czego wynikł problem w związku z tym chłopkiem i krzesłem ;-)
      Napisałaś tak "Usiadłyśmy przy jedynym wolnym stoliku, gdyż jak zwykle o miejsce było trudno. Eva uśmiechnęła się do chłopka, który siedział samotnie i zapytała pokazując palcem na puste krzesło:
      - Czy ktoś tu siedzi? Jeżeli nie to je zabiorę, dobrze?"
      Z powyższej treści wynika iż faktycznie to Eva prosiła o krzesło, ale z tej samej treści wynika, że ona już wcześniej usiadła przy jedynym wolnym stoliku, bo Stef mówi "Usiadłyśmy" i nie dzieli tego tylko na siebie i Mel. Tak więc tutaj naprawdę bardzo łatwo było się zagubić.

      Z tym snem i koszmarem to była tylko taka luzacka wstawka, a nie zaznaczenie błędu. Mnie po prostu zwrot "chłopak/dziewczyna ze snu" kojarzy się z kimś pozytywny, wymarzonym, a nie koszmarnym.

      "Cała jego postać była niczym groźba kierowana w moją stronę" - nie podoba mi się to zdanie. Jego zachowanie mogło byś groźbą, jego czyny, ale nie umiem sobie wyobrazić jak cała postać może być kierowaną groźbą. Kto w takim razie te groźbę kierował, no bo chyba nie ta postać co była kierowaną groźbą nie nakierowała sama tej postaci co była kierowaną groźbą, gdyż w ten sposób wychodzi masło maślane masłem polane i logika zostaje zatracona.

      Czy ty uważasz, że jestem głupi, nienormalny, czy że nie potrafię czytać ze zrozumieniem? To, że rzuciłem zdaniem, że ojciec zostawił całe wyposażenie wcale nie oznacza, że nakazywałem mu je zabrać i zapomniałem iż w domu tym pozostawił nie tylko żonę ale i dwie córki. Proszę cię Spencer naprawdę trochę więcej dystansu, bo to że ktoś rzuca komentarzem, gdy coś mu przyjdzie na myśl podczas czytania opowiadania wcale nie znaczy, że się czepia tego co zostało przez ciebie napisane. Nie bierz wszystkiego tak do siebie, i naprawdę nie musisz tłumaczyć zachowań swoich bohaterów na każdym kroku w komentarzach, gdyż ich zachowanie tłumaczy już treść opowiadania i to moim zdaniem w wielu przypadkach w zupełności wystarczy. Wracając do tego zabierania wyposażenia czy ja napisałem że on powinien je zabrać? Że popełnił błąd, bo zostawił wszystko? Nie napisałem czegoś takiego, więc nie rozumiem twojej odpowiedzi. W końcu jaki ona miała cel, skoro ja tylko rzuciłem komentarzem, że niektórzy ojcowie tak czynią, a nie że ten konkretny ojciec powinien tak uczynić, i że dziwi mnie, że tego nie zrobił. Nie napisałem ani że mnie to dziwi, ani że powinien tak uczynić, więc jeszcze raz zapytam po jaką cholercie go tłumaczysz?

      Usuń
    4. Widzę Kochana masz syndrom pod tytułem "moi bohaterowie są idealni i wara od nich". Może Ci coś wyjaśnię, bo chyba nie do końca rozumiesz: to, że jakiś bohater jest przeze mnie nazywany nudziarzem, inny cipą, a jakaś tam heterą wcale nie znaczy, że nie mogę zapałać do tego bohatera sympatią, i że nie będę w stanie go polubić. Każdy z nas ma wady i zalety i bohaterowie tak samo. Może zobrazuję to nieco inaczej - mnie może dziwić zachowanie sąsiada zza płotu, mogę nie popierać jego metod wychowawczych, ale to nie przeszkodzi mi wypić z nim wspólnie piwa i rozpalić grilla. Tak więc to, że w moich oczach pan tata z opowiadania jest cipą i ja będąc na jego miejscu zachowałbym się inaczej nie znaczy, że masz z niego czynić nagle ostrzejszego, bardziej męskiego i stanowczego. Jest jaki jest, akceptuje to, ale oceniam go jako postać. Mogę napisać, że jest świetnie rozpisany, że tworząc jego postać jesteś konsekwentna, że w jego postępowaniu nie ma kwiatków i nic od czapy, ale nie będę kłamał, że podoba mi się każde jego zachowanie, że jest idealne, i że nie wyobrażam sobie by mężczyzna, który jest mężem i ojcem mógł zachować się inaczej, bo tak jak czyni twój jest najlepiej, najidealniej i och ach. Otóż moim zdaniem powinien jako mąż i ojciec zachowywać się inaczej i tyle! Ale wcale nie wymagam byś jego zachowanie zmieniała.

      Co oznacza "staraj się nie jeździć ich aż tak bardzo"? I niby dlaczego? Mam kłamać czy pomijać jak zachowanie któregoś mnie irytuje czy nieszczególnie przypada mi do gustu? Jaki to by wtedy miało cel, gdybym tak czynił? Chcesz by czytelnik wypowiadał swoje zdanie, czy by przytakiwał twojemu zdaniu?

      Ale to "wasza matka" to ja zrozumiałem skąd wynikało zbulwersowanie Stef. Dopisałem jedynie w komentarzu, że w wielu domach częste są sytuacje, gdy takie zwroty są używane i w jakich przypadkach to się zdarza. Oki, nie będę już nic takiego wplatał, bo widzę bardzo Ci to przeszkadza. W ogóle zaczynam się zastanawiać czy czytać dalej i nie komentować, czy ograniczać swój komentarz do "przeczytałem i czekam na next". Chyba to drugie rozwiązanie będzie najlepsze co? Bo strasznie widać, że jesteś tak mocno zżyta z bohaterami iż nawet nie potrafisz zaakceptować, że ktoś o nich sądzi coś zupełnie innego niż ty, i że ma do tego prawo.

      "Chłopek" to drobna literówka, ale zwyczajnie mnie rozbawiła gdy na nią natrafiłem i z początku myślałem, że źle przeczytałem i niczym pierwszak pięć razy literowałem to słowo zanim doszedłem do wniosku, że dobrze przeczytałem, a źle jest napisane xD

      Ale po jaką cholerę mi tłumaczysz czym spowodowana jest jej bezstronność względem rozstania rodziców?

      Z tą nielegalną imprezą w lesie, gdzie jakimś cudem znajduje się bar i parkiet to sama popłynęłaś. Skoro hałasowanie w lesie jest fajne bo nielegalne, to chyba coś tu jest nie tak, bo skoro jest tam bar i parkiet, to chyba jednak jest legalne, co nie?

      W opowiadaniu było o tym, że Stefa nie chodzi na imprezy, jest grzeczna, ułożona, poprawna i nudna. Po co się więc powtarzasz i po raz kolejny na każdym kroku usprawiedliwiasz bohaterkę? Jaki ma cel takie tłumaczenie bohatera i powtarzanie w komentarzu tego co już było w treści?

      Co do "wargi chaps" to dokładnie ta sama uwaga co powyżej. Po co ty ją znowu usprawiedliwiasz, wybielasz i tłumaczysz? Naprawdę takim czymś dajesz mi do zrozumienia "albo sądzisz jak ja i tak piszesz w komentarzach, albo nie pisz wcale bo mnie wkurwiasz, bo nie rozumiesz moich bohaterów po mojemu". I tak jest Kochana, ja rozumiem twoich bohaterów po swojemu, bo mam swój mózg, swoje opinie, swoje priorytety i swój charakter, a nie twój!

      Usuń

    5. Z tego wszystkiego wynika tyle, że albo przywykniesz do tego, że czytelnik ma prawo oceniać i rozumieć Twoich bohaterów po swojemu, a nie po Twojemu, albo takich jak ja - ludzi nie bojących się oceniać innych i wyrażać swoje opinie od razu ze Swojego bloga wypraszaj by Ciebie nie denerwowali, bo tak jak mówiłem masz moim zdaniem "syndrom pod tytułem moi bohaterowie są idealni, tacy jacy mają być i wara od nich".

      Ten "syndrom" bierz żartobliwie, bo nie mam zamiaru wpierać ci żadnej choroby. Jednak polecam nabrać dystansu do własnego opowiadania i swoich własnych bohaterów - to że dla ciebie są idealni, nie znaczy że dla innych będą uosobieniami ideałów.

      Jeśli zechcesz mi odpisać to bardzo Cię proszę aby były tam jakieś argumenty, bo póki co to poprzednimi komentarzami napisałaś dla mnie instrukcje co wolno mi robić, a czego robić mi nie wolno, ale ani razu nie wytłumaczyłaś dlaczego mam czynić akurat tak jak ty chcesz, a nie po swojemu.

      Pozdrawiam i taka rada ode nie - zanim odpiszesz to ochłoń, przemyśl całość na zimno i dopiero pisz, by nie był to emocjonalny bełkot, co często się zdarza, gdy jakiś autor nie rozumie, że jego bohater jest idealny i najlepszy tylko dla niego samego, a reszta ma o nim swoje własne opinie i ocenia jego zachowanie po swojemu, bo patrzy na tego bohatera swoimi, a nie autora oczyma ;-)

      Usuń
    6. A więc Darku, jedyne czym Cię teraz uraczę to nie emocjonalny bełkot, a stwierdzenie, iż to wszystko do czego odniosłeś się w powyższym komentarzu zostało przeze mnie już przegadane. Może Cię rozczaruję, ale nie mam zwyczaju i szczerze mogę powiedzieć, że wręcz nie lubię się powtarzać.
      Pozdrawiam serdecznie
      Spencer <3

      Usuń
    7. Przegadane? Nie podałaś żadnych argumentów. Jedyne co zrobiłaś to usprawiedliwiałaś i tłumaczyłaś bohaterów starając się mi narzucić swoje zdanie o nich. Nie uważam tego za przegadanie, a za tłumaczenie na siłę. Ja już mówiłem "syndrom bohaterów idealnych" xD
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  10. Hahah, nadal śmieję się z tekstu, który Steph rzuciła do kolesia na imprezie, był bezbłędny <3 Przyznam szczerze, że miałam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Prolog i pierwszy rozdział nie bardzo mnie zachęciły, aczkolwiek sen Stephanie był przerażający i świetnie napisany. Dopiero w tym rozdziale na amen się przekonałam. Podoba mi się jak piszesz i jak wiele zdań poświęcasz na przemyślenia Stephanie. Dobrze, że w całym tym zamieszaniu z rodzicami nie bierze niczyjej strony. To nie rola córki, żeby oceniać wybryki ojca czy matki, takie moje zdanie. Owszem, powinna być oparciem dla matki, która została porzucona, ale powinna też wysłuchać ojca, dowiedzieć się, dlaczego zrobił to, co zrobił.
    Ah, cóż, czekam na trzeci rozdział i mam nadzieję, że wkrótce się pojawi. Zapraszam też do siebie, jeśli oczywiście masz ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam dwa rozdziały na raz. Potem omyłkowo dodałam komentarz do całości pod pierwszym rozdziałem. Przepraszam za takie zawirowanie.

    Całuski i do następnego

    zgadnij-kim-jestem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Fabuła ciekawa, ale bohaterowie niekoniecznie. Jak na mój gust, to wszyscy są za ładni, za bogaci i mają za mało problemów by wydawali mi się realni. Ojciec spokojny, matka ułożona i żyjące według norm i zasad, córka rozumiejąca i akceptująca rozstanie rodziców... nuda, nuda i jeszcze raz nuda i jedyne co ciekawi i intryguje to własnie ten wątek fantastyczny, tego pana pojawiającego się na drodze, a to moim zdaniem trochę za mało by ciągnąć fabułę przez kilkadziesiąt rozdziałów, bo ileż można o jednym i tym samym?
    W postaciach brakuje naturalności, życia i reakcji naturalnych. Rozumiem, że jedna postać jest dobra, opanowana i kieruje się zasadami stoicyzmu, ale wszystkie? Toż to tak idealny świat, że chyba to miasto jest zamknięte pod jakąś kopułą, a do ich powietrza jest coś wstrzykiwane i oni to ćpają i przez to tacy są. Jedynie Eva wydaje się być uodporniona na ten specyfik.
    Na twoim blogu zostaje, czytać zamierzam nadal, ale tyle ze względu na ten fantystyczny wątek - ze względu na Luisa i także trochę ze względu na Evę, bo cała reszta świata jaki zbudowałaś mi się nie podoba, a bohaterowie są mdli i średnio ciekawi. Brak większości tych postaci charakteru, który odbiegałby od norm i ideałów, a przez to przychylał do realiów. Twoi bohaterowie są wyprani z emocji i nie wiem czy to zabieg planowany, bo może są jakoś zaczarowani, albo to rodzina jakiś aniołów, ale jeśli to normalni ludzie, to za dużo z nich zachowuje się jak ludzie nienormalni, jakby nie umieli przeżywać wydarzeń i wszystko ich obchodziło tak jak mnie zeszłoroczny śnieg, którego było naprawdę niewiele.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam Cię do komentowania. Nie musisz mi tylko schlebiać. Śmiało krytykuj, jak coś Ci się nie spodoba. Byle konstruktywnie ;) Pamiętaj, że jeden taki komentarz Ciebie kosztuje tylko chwilę, a dla mnie znaczy ogromną ilość radości i motywacji. :)