wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 1


"Jest taka miłość, która nie umiera choć zakochani, od siebie odejdą."
                                                                                             - Jan Twardowski



            Otworzyłam oczy. Światło słoneczne wpadało przez szparę w  zasłonach rozświetlając mój jasny pokój. Budzik wył głośno przedzierając się do mojej świadomości. Jęknęłam zakrywając głowę poduszką, machając na oślep ręką by go w końcu wyłączyć. Kiedy w moim pokoju nastała cisza przez chwilę poczułam ulgę. Szybko jednak została ona zastąpiona niepokojem. Towarzyszyło mi przeczucie, że coś mi się śniło, lecz nie mogłam przypomnieć sobie co to było. Bardzo nie lubię takiego stanu rzeczy. Dlatego zaczęłam przeszukiwać swoją pamięć w nadziei, że pojawi się w niej choć jeden element owego snu. Miałam jednak w głowię pustkę.
            Odrzuciłam od siebie poduszkę i podniosłam się na łóżku. Byłam zła ponieważ sen pozostawił po sobie napięcie, którego nie mogłam znieść. Targały mną różne emocję kompletnie dla mnie nie zrozumiałe. Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić kłębiące się pytania. Przecież to tylko sen.
            Wtedy moją uwagę przykuła nienaturalna cisza jaka panowała w domu. I choć od wielu miesięcy była ona prze ze mnie wyczekiwana teraz miałam wrażenie, że nie wróży ona niczego dobrego. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Ani krzątania pozostałych domowników, ani też awantury rodziców. Kompletnie nic. Zerwałam się z łóżka szybko zapominając o śnie. Wyszłam na korytarz licząc na to, że dostanę jakiś sygnał, który mnie uspokoi. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
            Zeszłam po wielkich schodach, które prowadziły prosto do kuchni. Było to królestwo mamy, dlatego przed laty podczas wielkiego remontu kiedy ja i moja siostra byłyśmy już na tyle "duże" by zmienić nasze pokoje pełne kucyków pony i lalek barbie na nieco bardziej adekwatne do naszego wieku, udało jej się przekonać tatę do odnowienia reszty domu. Dlatego został przeze mnie zapamiętany jako wielki remont. Pamiętam, że wtedy na długi czas wyjechałam do babci w Dover by przeczekać "sajgon" jak to miał w nawyku nazywać tata. Teraz jak na to patrzę chyba długo żałował, że dał namówić się mamie. Było nieskończenie wiele sprzeczek o takie rzeczy jak kolor ścian, czy wybór kafelek i mnóstwo bałaganu. Tata lubił mieć wszytko uporządkowane i raczej nie przepadał za zmianami więc ciężko było mu się w tym wszystkim odnaleźć. Dlatego bardzo mu ulżyło gdy babcia Elizabeth zaproponowała, że zajmie się mną i Evą.
            W kuchni dominował kolor beżowy. Pod ścianą stały mahoniowe meble i lodówka, a w samym środku wyspa kuchenna, o której mama zawsze marzyła. Jednakże pomieszczenie to było proste i choć mama uwielbia dekorację i drobiazgi tu sobie je darowała.
            Przy wyspie kuchennej Eva jadła owsiankę. Miała na sobie piżamę co świadczyło o tym, że nie zaczęła się jeszcze przygotowywać. Jak zwykle poczułam ukłucie zazdrości na widok jej rudych, lśniących włosów opadających kaskadą na blat. Jej mina zdradzała jednak niezadowolenia. Za nią mama udawała, że coś robi. Stała zapatrzona w okno prowadzące na ogródek i co jakiś czas przecierała szmatką nieskazitelnie czysty zlew:
- Cześć. - zaczęłam niepewnie.
            Mama spojrzała na mnie jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Oczy miała napuchnięte i zaczerwienione. Najwyraźniej przepłakała wiele godzin. Znowu poczułam niepokój. Za nim jednak zdążyłam zapytać o cokolwiek ubiegła mnie Eva:
- Tata się wyprowadził. - rzuciła marszcząc przy tym swój drobny nosek.
            Potrzebowałam chwili nim zrozumiałam co tak właściwie powiedziała właśnie siostra. Bezwiednie wyszłam na hol wyłożony ciemnymi panelami licząc na to, że tata wejdzie do domu ze świeżymi bułkami jak kiedyś i zacznie się śmiać z numeru jaki próbuje mi wykręcić Eva. Nie stało się to jednak, a ja zauważyłam, że na wieszaku nie ma płaszcza taty choć było jeszcze zbyt wcześnie na jego wyjście do pracy. Za moimi plecami rozbrzmiał głos mamy:
- Kochanie nie zaprzątaj sobie tym głowy teraz. - czułam, że sili się na spokój - Porozmawiamy o tym po szkole.
- To prawda?
            Odwróciłam się by na nią spojrzeć. Mama jednak zrobiła jedynie zbolałą minę i nic mi nie odpowiedziała. Eva prychnęła za jej plecami i podniosła się na krześle:
- Idę się przygotować do wyjścia.
            Siostra nie miała zwyczaju zachowywać się w ten sposób. Cechował ją niezwykły optymizm i niewiele rzeczy potrafiło zetrzeć jej uśmiech z twarzy. To dlatego była tak lubiana. Zawsze otaczało ją stadko koleżanek, a od chłopców nie mogła się wręcz opędzić. Należała do osób promiennych, dziarskim krokiem idących przez życie. Lubiła mówić: "Po co zamartwiać się tym co było skoro tak wiele jeszcze przed nami. Trzeba cieszyć się życiem." Teraz jednak pogardą wyraźnie próbowała zatuszować swój smutek. Rozumiałam ją. Nie potrafiłam pojąć jak to się stało, że rodzice niegdyś tak bardzo ze sobą związani przestali się nawzajem rozumieć.
            Patrząc jak Eva wspina się po schodach próbowałam sobie przypomnieć jak właściwie do tego doszło. Nie byłam jednak w stanie określić kiedy się w ogóle zaczęło. Z początku chyba nawet nie zauważyłam, że coś się zmieniło. Rodzice najpierw przestali ze sobą rozmawiać, choć kiedyś potrafili mówić sobie wszytko. Później już tylko pamiętam długie i wyczerpujące awantury niemalże o każde niedociągnięcie. Nie wiem jednak aż do dziś czym było to spowodowane. Gdyby na horyzoncie taty pojawiła się jakaś kobieta, albo na odwrót to przynajmniej miała bym jasność. W tym jednak przypadku chodziło o coś innego. Coś czego gołym okiem nie był by nikt w stanie dostrzec. I to chyba było najbardziej przygnębiające. Skoro taka miłość jak ta która łączyła moich rodziców rozsypała się, jak mogę wierzyć, że w ogóle istnieje coś takiego jak nieskończoność tego uczucia?
            Tata zawsze nazywał mnie niepoprawną romantyczką wierzącą w miłość od pierwszego wejrzenia i przeznaczenie. Miał poniekąd rację. Kiedy tylko skończyłam dziesięć lat mimo niezadowolenia rodziców zaczęłam pochłaniać romanse jeden za drugim. Późnymi wieczorami kiedy wszyscy już spali lubiłam patrzeć przez okno i myśleć sobie, że gdzieś tam na świecie jest mężczyzna stworzony właśnie dla mnie. Jestem typem zamkniętej w sobie marzycielki, ale dobrze mi z tym. Dlatego w tej właśnie chwili czułam okropny żal. Rodzice byli dla mnie wzorem. Wiedziałam już jako mała dziewczynka, że chcę dokładnie takiego małżeństwa jak oni. Troszczyli się o siebie, trwali przy sobie i przeszli ze sobą nie jeden problem. Mimo to potrafili cieszyć się życiem i unikać rutyny, którą wręcz przesiąknęło miasto, w którym mieszkaliśmy. Zawsze robili coś zaskakującego co innym nie mieściło się w głowie. Razem wciąż wyglądali jak zakochani w sobie małolaci mimo, że ich miłość przyjęła już dawno inny etap. Tym bardziej nie potrafiłam tego zrozumieć. Dlaczego to co zdawało się być tak trwałe jak nic na tym świecie zniknęło zostawiając po sobie głuchą ciszę i smutek? Zabolała mnie obawa, że wielka miłość ma miejsce jedynie na stronach powieści, które tak uwielbiam czytać.
           Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy:
- Spóźnisz się do szkoły. - dotknęła mojego ramienia chcąc dodać mi otuchy.
           Przyjrzałam się jej. Dostrzegłam, że związała swoje kasztanowe włosy, które po niej odziedziczyłam w niedbały kok. Jej niebieskie oczy zdawały się być pozbawione energii jaką zazwyczaj miała w sobie ta kobieta. Zasmuciła mnie myśl, że tata odchodząc nie zabrał ze sobą jedynie swoich ubrań. Uścisnęłam mamę i szepnęłam:
- Wszytko się ułoży.
            Na prawdę chciałam w to wierzyć.



            Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Niestety nie byłam w stanie oszukać nawet siebie. Przygnębienie spowodowane odejściem taty odbijało się na mojej twarzy. Prawda była bowiem bardzo prosta. Miałam ochotę zostać dziś w domu i wesprzeć jakoś mamę. Czułam ukłucie smutku za każdym razem kiedy pomyślałam o tym jak bardzo krucha i delikatna zdawała się być kiedy spotkałam ją w kuchni. Dziwiłam się mimowolnie. Moja mama jest silną kobietą. Zawsze kiedy działo się coś złego to ona zachowywała zimną krew podczas gdy mój tata gubił się i zaczynał wręcz panikować. W tym momencie przychodzi mi do głowy wydarzenie z przed kilku lat. Eva i ja pojechałyśmy razem na wycieczkę rowerową. Zdarzył się wypadek. Kiedy przywiozłam zapłakaną siostrę na ramie swojego roweru do domu, rozpętało się piekło. Tata wybiegł z domu i na widok spuchniętej nogi zaczął chodzić w kółko nie wiedząc co ma robić. Mama za to spokojnie pojawiła się na ganku, chłodno oceniła sytuację, wzięła kilka wdechów i ruszyła na pomoc. Podeszła do zapłakanej Evy, pogłaskała ją po twarzy i zapytała łagodnie:
- Co się stało, kochanie?
            Eva tak bardzo płakała, że jedyne co potrafiła wymamrotać to żałosne "aua". Mam obejrzała jej nogę i zakomenderowała zdecydowanie, aczkolwiek spokojnie:
- Charlesie, proszę byś przyniósł mi klucze. Zabieram Evę do szpitala.
            Tata spojrzał na nią z wdzięcznością i ruszył szybkim krokiem w stronę domu mamrocząc pod nosem:
- Klucze, klucze. Tak... to bardzo dobry pomysł.
            Mama zerknęła na mnie i powiedziała:
- Stephanie pomóż mi podnieść ją z ziemi.
           Zrobiłam jak kazała, bacznie się jej przyglądając. Byłam pod wrażeniem i myślałam sobie wtedy, że jak dorosnę to chcę być dokładnie taka jak ona. Mama jak by czytała mi w myślach spojrzała na mnie i powiedziała uśmiechając się delikatnie:
- I zaopiekuj się tatą gdy nas nie będzie.
            Zupełnie dziś nie przypominała tamtej kobiety. Westchnęłam. Odmówiłam w myśli modlitwę prosząc o to by jakoś przetrwać dzisiejszy dzień i wyszłam z łazienki. Zaczęłam zbierać książki do torby, gdy do moich drzwi ktoś załomotał. Usłyszałam stłumiony głos Evy:
- Co tak długo? Melanie już na nas czeka!
- Idę. - odparłam poirytowana.
            Przewiesiłam torbę przez ramię i otworzyłam zamaszyście drzwi, stając twarzą w twarz z siostrą. Eva podniosła brwi na mój widok:
- Ktoś tu się ze szczotką pokłócił. - zadrwiła.
            Zlekceważyłam jej uwagę. Ale nie trudno było nie zauważyć, że moje długie włosy dziś szczególnie nie chciały współpracować. Byłam zmuszona upiąć je w koński ogon, choć i to niewiele dało.
            Na podjeździe był już zaparkowany zielony garbus Melanie. Sama właścicielka stała oparta o jego maskę, wyraźnie zniecierpliwiona:
- No nareszcie. - zawołała na nasz widok - Jeszcze chwila i odjechała bym bez was.
            Melanie Black jest długonogą, blondynką z niebieskimi oczami. Czyli dokładniej - marzeniem nie jednego faceta w naszej szkole. Zawsze byłam w jej cieniu, ale nie przeszkadzało mi to.  Nasze mamy były niegdyś najlepszymi przyjaciółkami. Los dał im w prezencie córki, które urodziły się niemal w tym samym czasie. Jestem starsza od Melanie jedynie miesiąc. Nietrudno więc domyśleć się, że spędzałyśmy ze sobą wiele czasu zaczynając od spacerków w wózkach i zabieraniu sobie grabek w piaskownicy, a kończąc na wspólnych wypadach na koncerty znanych boysbandów. Tak, przebrnęłyśmy jakoś przez piszczenie na widok przystojnych wokalistów, a nawet fazę na Harrego Pottera. Byłam przy niej gdy jej tata zachorował na raka i po wielu ciężkich miesiącach zmarł, a ona przy mnie gdy między moimi rodzicami zaczęło się wszytko sypać. Jesteśmy sobie bliskie niemalże jak siostry, więc śmiało mogę powiedzieć, że to moja najlepsza przyjaciółka. Z nikim nie czuję się tak dobrze jak z nią. I mimo, że nasze mamy nie utrzymują już tak zażyłych relacji jak dawniej my spędzamy ze sobą równie dużo czasu co kiedyś.
            Wystarczyło jedno moje spojrzenie by przyjaciółka domyśliła się w jakim nastroju jestem. Zmarszczyła brwi i zapytała z troską:
- Coś się stało?
- Tak. - mruknęłam - Stało się to co było chyba nieuniknione.
- To znaczy?  - zapytała, choć w jej oczach pojawiło się zrozumienie.
            Już wiedziała. Mimo to moja sistra odparła:
- Nasz wspaniały tata spakował wczoraj swoje rzeczy i się wyprowadził.
            Widziałam, że jest jej ciężko. Eva zawsze była taką córeczką tatusia. Jemu zwierzała się ze swoich problemów, go prosiła o radę. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak wielki musiała teraz czuć żal. Wpatrzyłam się w jej brązowe oczy do złudzenia przypominające oczy taty. Zupełnie takie jak moje :
- Nie złość się na niego. - powiedziałam odruchowo głaskając jej rudą czuprynę - Na pewno nam to wszytko wkrótce wyjaśni.
- Nie obchodzi mnie to. - siostra wzruszyła ramionami i wsiadła do samochodu.
            Wymieniłyśmy z Melanie zatroskane spojrzenia, ale poszłyśmy w jej ślady. Popatrzyłam przez okno na nasz dom. Mama podczas wielkiego remontu zdecydowała, że będzie jaskrawo żółty z brązowym dachem i dopięła swego. Tata z początku upierał się by tego nie robić, bo jak mówił, nie chce się wyróżniać na tle białych budynków, z czerwonymi dachami, ale mam miała już swoje sposoby by go przekonać. Budynek przyciągał teraz mój wzrok wywołując mieszane uczucia. Mam tyle wspaniałych wspomnień związanych z tym domem. W tym momencie jednak potrafię myśleć tylko o tym, że ten pięknie pomalowany budynek wydaję się być pusty bez taty. Postronny obserwator uznał by pewnie, że mieszka w nim szczęśliwa rodzina. Bardzo żałowałam, że tak już nie jest, ale odrzuciłam od siebie te myśli.
            Promienie słońca ogrzewały moją twarz. Zamknęłam oczy rozkoszując się tym uczuciem. Miałam wrażenie, że matka natura igra sobie ze mnie. Niebo było czyste, a na dworze było ciepło mimo, że był to wrześniowy poranek i jesień już dawno zawitała do Forest Town, zmieniając ją w złotą krainę. Pogoda nie odzwierciedlała mojego nastroju, ale chyba było mi to na rękę. Przypominało o tym, że życie biegnie dale i nic się nie zmieniło. Świat jest wciąż taki sam, a odejście taty nie wywołuje chaosu. Wszytko idzie tym samym rytmem co dawniej, a to ja, Eva i mama musimy do niego powrócić. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł, o który siebie bym nie podejrzewała:
- Może wybierzemy się do Londynu?
            Melanie rzuciła mi zaskoczone spojrzenie w lusterku. Eva też wydała się zdziwiona:
- Dobrze. Może to nie najlepszy pomysł. - mruknęłam.
- Ależ wręcz przeciwnie. - odparła Eva z błyskiem w oku - Nie miałam się w co ubrać na dzisiejszą imprezę. Zakupy więc nie zaszkodzą.
- Tak. To na prawdę dobry pomysł. - przyznała przyjaciółka - W sumie chyba żadna z nas ni ma dziś ważnych zajęć w szkole, prawda?
            Oszołomiona zrozumiałam dopiero po kilu chwilach co się dzieje. Melanie zawróciła i pojechała w przeciwną stronę. Mijałyśmy stojące blisko siebie domostwa. Forest Town to małe miasteczko, w którym każdy zna każdego. Plotki w tym miejscu rozchodzą się z prędkością światła. Już w wyobraźni widziałam zadowolone z siebie staruszki, które ostrzą zęby na tak apetyczny kąsek jakim jest rozstanie moich rodziców. Najbardziej irytujące jest to, że domy położone są właściwie jeden na drugim, a ciekawskich oczu nigdy nie brakuję. Trudno się dziwić, że słowo "prywatność" jest obce mieszkańcom, skoro sam los dał im sposobność do szpiegowania.
            Forest Town położone jest mniej więcej w połowie drogi  między Londynem a Dover. Jego nazwa wywodzi się od tego, że miasto właściwie otacza las, przez którego sam środek przechodzi droga. Mój dom jest jednym z tych co są bliżej położone gęstwiny drzew. Kiedy byłam mała dzieci straszyły mnie, że  w nocy budzą się tam stwory takie jak wampiry i wilkołaki, które przyjdą po mnie by mnie zjeść. Pamiętam jak z lękiem zaglądałam w okno mojej sypialni, które wychodzi akurat na ogród położony nieopodal lasu. Za każdym razem gdy mama gasiła światło wyobrażałam sobie, że tuż pod moim oknem siedzi wilkołak i czeka na dogodny moment by mnie pożreć.
            Niespodziewanie przed oczami zamajaczył mi fragment snu. Przypomniało mi się, że spacerowałam w nim właśnie po lesie. Przeszły mnie ciarki z niewiadomych powodów. Sen, który już dawno został zepchnięty na sam tył świadomości nagle znowu zaczął mi dokuczać. Chciałam sobie przypomnieć całość. Wytężyłam umysł, ale po za tym, że poczułam okropne znużenie nic innego się nie wydarzyło. Powieki zaczęły mi opadać, aż w końcu zapadłam w niespokojną drzemkę.
            Śniły mi się niebieskie oczy. Czułam okropny niepokój. Nie znałam jego źródła i nie miałam sposobności poznać ponieważ one nie znikały z pola widzenia. Miałam wrażenie, że przygniatają mnie ciężarem tego co chcą mi przekazać. Gdzieś do zakamarków mojej świadomości dotarł męski głos, który wołał moje imię. Mimo, że czułam strach nie mogłam pozbyć się wrażenia, że głos jest niesamowicie pociągający. Bardzo chciałam wiedzieć kim jest jego właściciel, ale coś mi mówiło, że nie powinnam czuć ciekawości. Powinnam się bać.



            Obudziłam się gwałtownie. Melanie i Eva patrzyły na mnie zaskoczone. Przyjaciółka pierwsza się odezwała:
- Coś ci się śniło? - zapytała zaciekawiona.
- Nie. - odparłam szybko poprawiając się na miejscu pasażera.
- A to dziwne. - dodała Eva mrużąc oczy - Cały czas mruczałaś coś o zgubie.
- W takim razie nie pamiętam. - wzruszyłam ramionami.
            Wyraźnie okazywałam, że nie chcę o tym rozmawiać. Jednakże sama nie do końca rozumiałam dlaczego tak jest. Czułam się dziwnie i nagle straciłam cała ochotę na zakupy. Spojrzałam przez okno i z trudem stłumiłam westchnięcie. Stałyśmy już na parkingu największego centrum handlowego w Londynie. Zdobyłam się na to by jakoś wywlec się z samochodu. Ulice były zatłoczone. Pełne obojętnych ludzi. Idąc w stronę głównego wejścia zaczęłam zastanawiać się nad tym co może siedzieć w ich głowach. Przyglądałam się każdemu mijającemu mnie mężczyźnie, kobiecie i dziecku. Na ich twarzach widziałam znużenie, ale czułam, że pod tą maską kryje się coś więcej niż to co widać na zewnątrz.
            Wejście do centrum przywołały wspomnienia czasów kiedy między moimi rodzicami było wszytko dobrze. Z racji tego, że do Londynu jedzie się z Forest Town około półtorej godziny ja, Eva i Melanie często spędzałyśmy tu czas. Przyjeżdżałyśmy tu do kina, na większe zakupy, czy nawet tylko po to by wyrwać się z przytłaczającego środowiska wścibskich sąsiadów. Już teraz brakowało mi tego wszystkiego co było, ale pocieszałam się myślą, że nie straciłam rodziców. Oni po prostu się rozstali. I choć ciężko jest mi sobie wyobrazić ich osobno jestem wstanie zaakceptować ich decyzję jeżeli koniec końców ma ich uszczęśliwić.
             Moje rozważana niespodziewanie coś przerwało. Poczułam ucisk w żołądku i okropny strach. Gdzieś w mojej świadomości pojawiła się postać mężczyzny z ciemnymi włosami i niebieskimi hipnotyzującymi oczami. Miałam nieodparte wrażenie, że śniłam dziś właśnie o nim. I mimo strachu poczułam tęsknotę.



*************************************************************************

A więc udało się. O to pierwszy rozdział w poprawianej wersji.
Starałam się ująć w nim wszystkie ważne wartości i sprawy. Każdy szczegół, który miał wam bardziej zobrazować uczucia głównej bohaterki i jej otoczenia. Mam szczerą nadzieję, że mi się to udało. Ze zniecierpliwieniem czekam na Wasze komentarze. Liczę na to, że będą pozytywne. 
Pozdrawiam Was serdecznie Kochani,
Spencer
PS. Wkrótce w zakładce bohaterowie pojawią się postacie rodziców. 
           



             



         
           


           



         
                   

25 komentarzy:

  1. Ekhem,
    To jest jeszcze lepsze od mojego!
    Zdecydowanie więcej opisów.
    Chciałabym napisać ci taaaki kom jak ty u mnie, ale niestety nie umiem...
    Czekam na kolejny
    Duuuuuuużo weny dla ciebie!😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci kochana. :* Nie przejmuj się. Nie ma znaczenia długość komentarza. Ważne, że Ci się podoba. I że dostrzegłaś wartość rozdziału.
      Tak są i opisy. :D
      Dziękuję bardzo za komentarz. Jak zwykle jesteś u mnie jako pierwsza. ;) Wierna i oddana. Uwielbiam Cię. :*
      Całuję. :* <3

      Usuń
  2. Współczuję Spencer. Chociaż, jak stwierdziła "Stało się to co było chyba nieuniknione", to mimo wszystko wyprowadzka ojca musiała być dla niej zaskoczeniem. No i jeszcze biedna Ewa, która postanowiła znienawidzić rodziciela... Nie dziwie się rudowłosej, ma prawo być wściekła. Niestety rozstanie małżonków zawsze odbija się na dzieciach. Czas leczy rany, dobrze, że mają siebie! :)) Mama sióstr wydaje się być silną kobietą! :))
    Pojawiła się Melanie... Bardzo lubię tę blondynkę, niby drugoplanowa postać, a jednak wiele wnosi! :)) *.*
    Cudownie kochana opisałaś sen Spencer! Tak realnie... Bardzo zaciekawił mnie ten ciemnowłosy mężczyzna! :)) Ogólnie opisy są wspaniałe! Zakochałam się w nich! Nie tylko doskonale oddajesz uczucia bohaterów, ale też niezwykle malujesz świat przedstawiony! Wielkie brawa! :))
    Ogólnie nie mam kochana zastrzeżeń, tylko zauważyłam, że używasz czasem mowy potocznej. Ona może występować tylko w dialogach! :)) Słowo "faza" nie bardzo pasuję i nie ma czegoś takiego jak "koniec końców" :)) Wybacz kochana, chciałabym Ci jakoś pomóc, ponieważ dostrzegam w tym opowiadaniu ogromny potencjał! :)) ^^ :**
    Czekam niecierpliwie na dwójeczkę, a Tobie oczywiście życzę morza weny! :))
    Pozdrawiam serdecznie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za to, że piszesz co myślisz. Nie przepraszaj więc. :) Każda taka uwaga może mnie jedynie czegoś nauczyć.
      Dziękuję za to, że doceniłaś moje opisy, Bóg mi świadkiem, że bardzo się starałam. Chciałam by bohaterowie byli naturalni ze swoją przeszłością.
      Jeżeli chodzi i mowę potoczną to chcę jedynie zaznaczyć, że piszę z punku widzenia nastolatki. Mam też wrażenie, że nie jest to błąd. To znaczy sama nie wiem dlatego przepraszam jeżeli się mylę. Spotkałam się jednak z młodzieżową książką fantasy ociekającą od potocznego języka dlatego wydaje mi się, że to nie jest reguła. Spróbuję się tego dowiedzie i poprawić przy kolejnym rozdziale.
      Jeszcze raz bardzo dziękuje za szczery komentarz. ;*
      Całuję i ściskam <3

      Usuń
    2. Nie dziękuj kochana! :))
      Ja raczej nie czytuję książek młodzieżowych, dlatego nie spotkałam się z tym... Nie twierdzę jednak, że tak nie jest! Co to, to nie! :)) Sama nie jestem mistrzynią w stylistyce, ale piszę z punktu widzenia ocenialni. Mogliby odjąć Ci za to punkt... Wybacz mi, rozszerzony język polski odbija się u mnie czkawką! :))
      Cieszę się, że nie jesteś na mnie zła! :))

      Usuń
    3. Oczywiście, że nie jestem zła. Jakże bym mogła. :D Tak jak pisałam postaram się poprawić. :)

      Usuń
    4. Pisanie z punktu widzenia nastolatki nie jest błędem, a ciekawym zabiegiem. Sama lubię pierwszą osobę i pisanie w innej podjęłam się tylko dlatego by sprawdzić samą siebie i jak widać utknęłam po dwóch częściach, więc popieram - pisz jak ci wygodnie.
      Jeśli chodzi o mowę potoczną, to jest nawet takie słynne dzieło, w którym jest mowa o jeszcze słynniejszym kompozytorze. Kompozytor to Beethoven, a dzieło to "Mechaniczna pomarańcza". Z tego co ja kojarzę nie jest ona napisana z pierwszej osoby, choć mogłam coś pomylić, bo czytałam jeszcze jako nastolatka... zmierzam do tego, że cała książka napisana jest slangiem, który jest trudny do zrozumienia dla większości.
      Miałam przyjemność też kiedyś czytać brutalny dramat z punktu widzenia dziecka, pisany dziecięcym językiem i ubrany w obrazy takie jakie widzi dziecko na swój sposób. To była zajebista książka, ale niestety tytuł mi umknął, a szkoda, bo chętnie bym do niej wróciła.
      Nie jest więc powiedziane, że mowa potoczna może występować tylko w dialogach, gdyż to co teraz uważane za normę, kiedyś też zdarzało się być uważane za potoczne. Język ewoluuje i z tego co wiem pisząc w pierwszej osobie można nawet napisać "Wtanąłem z łóżolka i poszłem do school", byłoby to pisane slangiem, ale nie jest błędem! Chciałabym wiedzieć skąd Dorka wytrzasnęła takie dziwaczne zasady i jeszcze przekazuje je innym.
      Spencer (jak ja nie cierpię tego serialu - pewno wiesz o jakim mowa) nie przejmuj się taką nieuzasadniona krytyką. Jeśli ktoś lubi książki pisane wyniosłym językiem niechże chwyta za Biblie, albo Odyseję, a nie czyta opowiadania dla nastolatek o... właściwie jeszcze nie wiem o czym jest twoje opowiadanie, bo oczywiście nie czytałam niczego co jest w podstronach.
      Moim zdaniem można napisać, że moim zdaniem coś nie pasuje czy powinno być napisane inaczej, ale nie ma co ściemniać, że coś jest błędem, gdy w rzeczywistości nim nie jest, bo to, że mnie osobiście coś nie pasuje, to nie znaczy że jest błędem.

      Usuń
  3. Boże genialny rozdział kochana czekam na następny . Życzę weny . :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Szkoda mi małej, najczęściej młodsi odczuwają głęboki żal po stracie. Mam nadzieję, że dziewczyny będą wspierać siebie nawzajem :)
    Jestem zaintrygowana postacią bruneta o niebieskich oczach, o którym to tak intensywnie śni Spencer. Czekam na pojawienie się jego w następnych rozdziałach!
    Życzę dużo weny xoxo
    Elena
    http://love-is-a-weakness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Ale Kochani... główna bohaterka to Stephanie. A mój nick to Spencer ;) Zrobiłam błąd podpisując się pod rozdziałem bo widzę, że utknęło wam to w głowach. Nie Ty jedna się złapałaś... Dor Ka również. :D
      Ale to drobny szczegół. :) Ważne, że jesteś Kochana. Dziękuję Ci bardzo za to.

      Usuń
  5. Juz po pierwszym rozdziale stwierdzam, że twoje opowiadanie jest jednym z tych, po których wena sama kopie w moje drzwi :)) ach te porównanie xd
    pisałaś coś wcześniej? Bo masz bardzo dobry warsztat pisarski
    zazdroszczę talentu ^^
    jeszcze ff o Lou *.* ostatnio jakoś ich sporo :P tak to zawsze znaleźć o nim było bardzo trudno
    obstawiam, że to właśnie on jest bohaterem snu Stephanie ;))
    Mam do ciebie małą prośbę
    mogłabyś ustawić, żeby można było też czytać z telefonu? Pewnie nie ja jedna to robie i wielu osobom ułatwiłoby to sprawę :))
    A tak w ogóle to witam fanke PLL (tak?) :P
    rozdział jest świetny, powtórzę się ale naprawdę świetnie piszesz
    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za pojawienie się i skomentowanie. Cały czas powtarzam, że to wiele dla nie znaczy. I dziękuję, że chwalisz mój styl pisania. :D To znaczy jeszcze więcej. Jeżeli chodzi o pisanie opowiadań to tak. Napisałam powieść lecz jedynie do szufladki. To pierwszy tekst publikowany przeze mnie więc wyobraź sobie, że za każdym razem kiedy przeczytam komentarz biorę dwa wdechy. :D
      Już ustawiłam tak byś mogła wygodnie czytać z telefonu. Mam nadzieje, że teraz już wszytko będzie w porządku.
      W odpowiedzi na Twoje pytanie czy jestem fanką PLL: TAK, TAK i jeszcze raz TAAAAK! Za pewne mój nick, zdjęcie, główna bohaterka i imię ojca Ci to podpowiedziało. Ale tak. Uwielbiam ten serial i Troian Bellisario. :D
      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za komentarz, który dał mi mnóstwo motywacji. Dziękuję i z całego serca wierzę, że już przy mnie pozostaniesz. :D

      Usuń
  6. Hej!
    Och, jeju, jak tu się u Ciebie zrobiło ładnie i przyjemnie dla oka :3 Ostatnim razem jak tu weszłam, to szablon... cóż, nie był zbyt atrakcyjny. A dzisiaj... byłam w niemałym szoku, jak tu zajrzałam. Tyle zmian!
    No więc, ekhm. Czytałam tę historię od początku, jeszcze przed zmianami, doszłam do... no, nie pamiętam numerku rozdziału, ale byłam już dość daleko - mniej więcej w czasie, kiedy pomału układało się między bohaterami, spacer w lesie już po balu maskowym, Ian(? nie wiem czy dobrze pamiętam imię) i te sprawy... tak mi się wydaje, że na tym skończyłam. Chciałam dojść do końca i napisać mega długi komentarz (kocham je pisać), ale niestety nie zdążyłam. hehe. I teraz zastanawiam się, czy mam udawać, że nic nie wiem i czytać od nowa, czy może napisać, co miałam napisać no i.. i tak zacząć od nowa :D Ach, kłopot, kłopot.
    No więc, powiem tylko, że poprzednie rozdziały (przed poprawą) były bardzo ciekawe i wciągające, więc wierzę, że te poprawione będą jeszcze lepsze. Już po prologu i jedynce widzę, że dobrze Ci idzie. Rzeczywiście teraz jest... jakoś dokładniej. Wcześniej też sporo pisałaś o uczuciach i myślach bohaterki, ale bardziej chaotycznie, więc teraz jest super :3 Z perspektywy tego prologu i rozdziału patrząc, to naprawdę lubię Steph. Poprzednim razem trochę mi zajęło, żeby się do niej przekonać, bo jej zachowanie czasem było pełne sprzeczności. Taka niezdecydowana kobietka :D Ciekawe, jak teraz ją wykreujesz, bo jak na razie jest podobnie, a jednak... ciut lepiej? Albo to ja już zdążyłam się wcześniej przyzwyczaić i teraz już coraz bardziej ją lubię :D
    Pierwsza wersja miała sporo błędów, które trochę przeszkadzały mi w czytaniu - jednak czasem rozpoczęcie czegoś od nowa przynosi naprawdę dużo pozytywnych efektów, bo tu również wszystko idzie na plus :3 Zdarza Ci się wciąż zjadać przecinki, ale nie znam chyba nikogo, kto nie zapomniałby chociaż o jednym. Ja też często je gubię, przyznaję się bez bicia, więc to nic strasznego ^^
    Mam nadzieję, że nie odebrałaś tego, co mówię, jakoś negatywnie? Bo Twoja historia jak najbardziej mi się spodobała już za pierwszym razem! Jak już wspomniałam, gdzieś tam powyżej, potrafisz zaciekawić, akcję rozwijasz w odpowiednim tempie, nie rzucasz nas od razu na głęboką wodę, co więcej - utrzymujesz taką... przyjemną aurę tajemniczości, która sprawia, że z chęcią wracam i czytam dalej. Kiedy czytałam pierwowzór, przekazywałaś mi ogromną ilość emocji - niektórzy tego nie mają, piszą sztucznie i czasem po rozdziale czy dwóch, po prostu ma się dość. Twoja opowieść pomimo wcześniejszego, zwykłego, dość... niemiłego szablonu i czcionki, która raziła w oczy, wciąż była na poziomie. Sprawiłaś, że "okładka" przestała mieć znaczenie, zaczęło liczyć się to, co piszesz, a nie jak wygląda strona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracając na chwilę do powyższego rozdziału - pamiętam, co działo się później w poprzednich wersjach i jestem bardzo ciekawa, czy coś się zmieni, czy historia jednak ma już swój naznaczony, niezmienny tor.
      Stephanie ma naprawdę ciężki okres - bardzo jej współczuję z powodu rodziców. Ale na szczęście ma siostrę - wspólnie mogą upadać i podnosić się na duchu. Dodatkowo najlepsza przyjaciółka, taka "od serca", która jest obok nie tylko kiedy dobrze się dzieje, ale także w tych smutnych chwilach.. to skarb. Sny o niebieskookim mężczyźnie - ten wątek ze snami niebywale mi się spodobał już wcześniej, więc z chęcią zapoznam się z nim jeszcze raz :)
      Wybacz mój chaotyczny komentarz, próbowałam zawrzeć w nim wszystko, co myślę na temat zarówno poprzedniej jak i tej wersji. Mam nadzieję, że wybaczysz mi również długość i jakoś przez ten bełkot przebrniesz :D (Pierwszy raz zdarzyło mi się rozpisać na dwa komentarze :o )
      Chciałam Ci tylko jeszcze dać znać, że zdecydowanie zostanę tu na dłużej i będę śledzić wydarzenia. Tym razem postaram się być bardziej "aktywną" czytelniczką. Dodaję Twój blog do linków, jeżeli nie masz nic przeciwko.
      PS: zostawiłam swoje blogi w spamowniku, gdybyś miała ochotę kiedyś zajrzeć :)
      Pozdrawiam serdecznie, życzę duuuużo weny i chęci do poprawiania kolejnych rozdziałów oraz czasu na pisanie nowych, buziaki!
      Martis.

      Usuń
    2. Jesteś wspaniała. Jakbym miała mieć Ci za złe, że wytknęłaś mi błędy jak skutecznie zatuszowałaś to tymi wspaniałymi pochlebstwami. Dziękuję Ci bardzo. Bardzo dużo dla mnie znaczy to co napisałaś. :) <3 Po za Tym takie komentarze mogą mnie jedynie zmotywować i czegoś nauczyć. :D
      Czytając Twój komentarz doszłam do wniosku, że byłaś już niemal przy końcu tego co wcześniej stworzyłam. I właśnie mniej więcej wtedy dopadły mnie wątpliwości czy aby na pewno piszę tyle na ile mnie stać. Wiesz o co chodzi? Byłam nie całkiem zadowolona z tekstu i przez to, że tak gnałam zaczynałam robić chaos, o którym wspomniałaś, zapominać o ważnych sprawach i bohaterach też. Tak jak Ty uważam, że w niektórych przypadkach jest lepiej zacząć od nowa. Szczególnie jak wiem, że mogę pisać lepiej. To by mnie męczyło. :)
      Bardzo mnie cieszy, że historia Cię zaciekawiła i wyznam tylko, że chodzą mi po głowie pewne drobne zmiany. Jeżeli chodzi o te znaczne to pewnie okaże się w trakcie. Te impulsywne pomysły w moim przypadku są najczęściej najlepsze. :D
      Cieszę się również, że polubiłaś moją Stephanie... bo ja też niesamowicie ją lubię. Ale w sumie to się nie liczy ponieważ sama ją stworzyła i faworyzuję ją pewnie ciutke. :D
      Dziękuję jeszcze raz za taki komentarz... Cieszę się, że to pierwszy raz jak się rozpisałaś na dwa komentarze... schlebia mi to. :) I oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby mój blog był w linkach. Wręcz przeciwnie. :D

      Usuń
  7. Przedstawiłaś nam utopijny świat bez zmartwień (do czasu). Ja rozumiem, że rozstanie rodziców to bolesny element życia, element, który nastąpić nie powinien, ale dziwi mnie, że dziewczyny (wspólnie lub każda z osobna) nie szukają winnych tej sytuacji. Ja natomiast zabawiłem się w teoretyka i mam dwie teorie:
    1. Facet prawdopodobnie nie wytrzymał kaprysów żony, które on był zmuszony spełniać i znalazł sobie kochankę, która teraz go docenia takim jakim jest, ale z czasem zacznie wymagać coraz więcej i upodobni się do jego żoneczki i co za tym idzie facet znajdzie sobie trzecią i porzuci zapewne kolejne dziecko, albo wróci do starej rodziny, bo według powiedzenia "stara bieda lepsza od nowej", albo będzie się męczył z nową by nie przyznawać się do błędu. W tym wypadku problem tkwi w samym facecie najbardziej bo nie potrafił uderzyć pięścią w stół i spełniał na każdym kroku zachcianki żony. W rozmyśleniach córki wcale nie przedstawia się jako facet, a niepewny mężczyzna, co tylko zarabia i nie ma w domu nic do powiedzenia - nie dziwię się, bo gdy miał możliwość się wykazać to spanikował i tutaj bez wątpienia żona odegrała pierwsze, ważniejsze skrzypce. Cóż, współczuje tej kobiecie posiadania przy boku takiego ratlerka, bo chyba jej trzeba kanapowego Vipa.
    2. (druga teoria jest zbliżona do pierwszej z kilkoma różnicami) otóż to kobieta miała dość i znalazła sobie prawdziwego mężczyznę choćby na jedną noc, mąż się dowiedział, poczuł się nikim (bardzo późno, dla mnie już wcześniej był niewiele wart) i odszedł chcąc być sam.
    W sumie mogłaby być też trzecia teoria, że w końcu się postawił i kobieta go wywaliła za drzwi, bo po co jej mąż co nie robi tego do czego została całe życie małżeńskie przez niego przyzwyczajona - mowa tu oczywiście o spełnianiu zachcianek.
    Same dziewczyny - są jakie są. Póki co nie mogę powiedzieć czy je lubię czy nie, bo było o nich stanowczo za mało, bo przemyślenia dotyczyły głównie przeszłości i rodziców.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;-)
    PS. Poinformuj mnie gdy dodasz kolejny rozdział.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie się zaczynam.Początek bardzo mi się podoba.Dużo opisów,rewelacyjnie napisane :)
    Szablon też cudowny ! I Louis <3
    Czekam na następny ! :)
    Weny!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Ciszę się, że doceniłaś opisy. I szablon... no a Louis to już wiadomo. :)
      Pozdrawiam. :*

      Usuń
  9. Oh my God. Jak ja Cię przepraszam. Powinnam się tutaj pojawić dawno temu, a tymczasem dzisiaj wchodząc na tego drugiego bloga przypomniałam sobie, że mam u Ciebie zaległy rozdział. Jeszcze raz muszę poprosić, żebyś informacje o nowych rozdziałach (albo po prostu przypomnienia o sobie) kierowała na tym blogu
    somethingdiffernet-imagine.blogspot.com
    ponieważ jestem na nim praktycznie codziennie, a na tamtym, od czasu do czasu.
    Przechodząc do tego rozdziału - na początku napiszę, że wyłapałam kilka błędów, a i nie wiem, dlaczego nie justujesz tekstu, to zawsze ułatwia czytanie. No i wygląda korzystniej.
    Co do treści - kurde, ich tata się wyprowadził? Rozumiem, że w małżeństwie była ciężko i czasami ludzie mają siebie po prostu po dziurki w nosie. Widzę to nawet po moich rodzicach, którzy nie raz i nie dwa kłócili się tak zawzięcie, że zastanawiałam się, które pierwsze pęknie. Jednak ja jestem cholernym człowiekiem, który myśli, że wszystko musi się dobrze skończyć. Dlatego wierzę w przerwy, które mogą pokazać, że uczucie łączące dwójkę osób nadal jest silne, potrzebowało tylko odpoczynku i wstrząsu, który pokazałby jak wiele człwoiek traci bez tej drugiej osoby. Ale myślę też racjonalnie i wiem, że nie ma sensu żyć w związku, który nie przynosi korzyści, w związku, w którym człowiek nie jest szczęśliwy. Myślę, że jednak ta rodzina w jakiś sposób pogodzi się ze sobą, albo z sytuacją, która na nich spadła. Wierzę również, że Melanie w jakiś sposób pomoże swojej przyjaciółce, a ta swojej młodszej siostrze. Od tego w końcu jest rodzina.

    Jeszcze raz bardzo przepraszam, że tyle musiałaś na mnie czekać.
    A jeśli masz czas to zapraszam na mojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Nie przepraszaj... najważniejsze, że jesteś. :) Jeżeli chodzi o tekst, to przy kolejnym rozdziale się poprawię i będzie już wyjustowany. :) Przepraszam za tą niedogodność. Sama nie wiem czemu do tej pory tego nie robiłam.
      Dziękuję też za zrozumienie dla rozstania rodziców i jednoczesną wiarę, że jakoś się im to wszystko ułoży... z happy andem bądź bez niego (że tak to nazwę).
      Z całego serca dziękuję, że jesteś.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozstanie rodziców w tym przypadku wydawało się być czymś rozsądnym, bo lepiej się rozejść niż drzeć z sobą nieustannie koty - tak zapewne uważa większość. Nie ja!
    Ja popieram jednego z bohaterów mojego opowiadania, który mówi, że zakładanie rodziny nie jest zabawą, którą można zakończyć bo nam się znudziła, czy przestała podobać, albo pokłóciliśmy się ze współuczestnikiem gry. (Jeśli Tychon przeczyta ten komentarz to pewnie zaraz krzyknie "Mój imiennik tak powiedział!". Ubiegnę go więc i od razu napiszę, że zacytowałam postać fikcyjną Dariusza Czarneckiego). Ja też tak uważam. Ci ludzie byli dorośli, postawili czy też kupili dom, wzięli ślub, spłodzili dwie córki i nagle co, koniec? Jeśli nagle doskwiera im niezgodność charakterów, to niech powrócą do tego co było, tego co ich łączyło, odbudują to co się posypało. Jeśli są leniwi, to trzeba było pielęgnować i odrestaurowywać by się nie zburzyło. Jednak rozstań nie akceptuje - rozkładała nogi świadomie, a on świadomie wkładał po co? Po to by mieć dzieci, kiedyś wnuki i wspólnie zasiąść za 10-20-50 lat przy stole wigilijnym, a nie po to by dzieciom zafundować rozbity dom.

    Do Evy pałam sympatią, ale myślę, że Stepha powinna ją czasami trochę pohamować. Dziewczynka ma niewyparzoną buźkę i o ile czasami trzeba o swoje walczyć, to starszym jednak należy się szacunek, a takie gadanie tego co ślina na język przyniesie może jej przysporzyć w przyszłości licznych kłopotów.

    O koleżance nie mam zdania. Jest taka, że trudno mi sobie ją wyobrazić i to opowiadanie równie dobrze mogłoby się toczyć bez niej. Jakby zniknęła pewnie nawet nie odczułabym jej braku. Czegoś mi w niej brakuje, albo czegoś jest w niej za dużo. Sama nie wiem o co z nią chodzi, ale zwyczajnie nie czuje jej tak samo jak nie czuje polskiego popu.

    Jeszcze nawiązując do Tysia to chciałam stanąć w obronie ojca jako głowy rodziny. Być może mężczyźnie zabrakło stanowczości i przestał na żonę działać, być może nawet ona znalazła sobie kochanka, ale to jej wina - wiedziała za kogo wychodzi i przed kim klęka na kolanach i się wypina. Wiedziała komu urodziła dwie córki i widać, że facet się starał - robił remonty, montował ławki, tyrał na to wszystko, a ta jeszcze się z nim awanturowała. Ja czuję, że to jej zasługa, że to dzięki niej rodzina nie jest teraz w komplecie. Może ciągle miała mało i chciała więcej i więcej, w końcu od dzieci też widać, że wiele wymaga, pytanie tylko co im daje w zamian? Ja tam nie czuję z tekstu by dziewczyny miały z nią jakieś większe relacje, cieplejsze stosunki, czuły że to ich podpora, filar, przyjaciółka. Matka tych lasek, to taka pani sierżant, co jej pewnie ktoś pałkę w dupę wsadził i przez to łazi wyprostowana jakby kij od miotły połknęła i myśli, że wszystkich jej wolno i że wszystkich da radę porozstawiać po kątach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny kawałek tekstu, czytając go czuć było, że autorka poświęciła na to mnóstwo czasu i serca. Poruszająca historia, może dlatego, że po części uczucia głównej bohaterki były dla mnie zrozumiałe. Życzę niekończącej się weny i nieskazitelnego warsztatu pisarskiego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem ponownie. Cieszysz się, że do Ciebie powracam? Mam nadzieję, że tak, bo już nie zamierzam na tak długo znikać, choć fantasta to nie do końca moje klimaty i czytam naprawdę niewiele z tego gatunku.

    Zauważyłam, że ktoś się Ciebie doczepił o mowę potoczną, a mnie właśnie takie rozwiązanie, gdy pisze się w pierwszej osobie najbardziej satysfakcjonuje. Piszesz nie patetycznie, nie wyniośle, a prosto i nieskomplikowanie, ale jednak nie na tyle prosto by uznać Twój styl za prostacki. Chyba się zapętliła, ale i tak mam nadzieję, że się w moim pokrętnym rozumowaniu odnajdziesz.
    Czytałam już rozdział pierwszy i w nim nie uległa zmianie fabuła ani przedstawione wydarzenia więc nie wiem czy jest sens bym na nowo je komentowała. Zauważyłam oczywiście pewne zmiany i to na plus, przede wszystkim rozdział jest dłuższy, bardziej dokładny i wprowadza nas w świat Stefy, oraz przedstawia bohaterów. Jak na chwile obecną jest nudnawo, więc lecę do kolejnego, bo może tam mnie coś zaskoczy i zszokuje.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam Cię do komentowania. Nie musisz mi tylko schlebiać. Śmiało krytykuj, jak coś Ci się nie spodoba. Byle konstruktywnie ;) Pamiętaj, że jeden taki komentarz Ciebie kosztuje tylko chwilę, a dla mnie znaczy ogromną ilość radości i motywacji. :)